21:44

Miesiąc Bez Komputera, Dzień 17. MIKROPŁATNOŚCI



MIKROPŁATNOŚCI

Mikropłatności to system nienowy i znany od wielu lat z cyfrowej dystrybucji gier. Ale to na urządzeniach mobilnych rozwinął skrzydła. I co gorsza, coraz szerzej je rozpościera. Cała zabawa polega na tym, że człowiek kupuje dany produkt po względnie niskiej, atrakcyjnej cenie. Ba, czasem nawet dostaje go za darmo. Kłopot w tym, że te programy i gry, bo to o nich tu mowa, w swej podstawowej wersji są niepełnowartościowe. To, czego brakuje, trzeba sobie dokupić oddzielnie.


Niby nic złego. Ktoś by nawet mógł powiedzieć, że to wręcz znakomicie, skoro nie musi z góry płacić za coś, z czego i tak najprawdopodobniej by nie korzystał. Gdy jednak tego zapragnie, to sobie dokupi. Sęk w tym, że najczęściej zakup kilku dodatkowych rzeczy to koszt wyższy, niż nabycie w pełni funkcjonalnego programu (ze wszystkimi bajerami) za czasów przedmikropłatnościowych. A już szczytem bezczelności jest takie skonstruowanie aplikacji, że człowiek traci jakąkolwiek przyjemność obcowania z nią. I wtedy albo płaci, albo rezygnuje z gry/programu. Ja zawsze wybieram tę drugą opcję.

Chciałbyś mieć możliwość zakupu wersji Plus czy Premium, która zawierałaby wszystkie dostępne bonusy w promocyjnej cenie? Zapomnij. Tym bardziej, że często (zwłaszcza w grach) dodatki nie są permanentne lecz czasowe lub ilościowe. Domagasz się przykładu? Służę.

Real Racing 3. Znakomita skądinąd gra wyścigowa. Darmowa, ale niezwykle dopracowana i bardzo... mikropłatnościowa. W grze zaimplementowano mechanizm, który sprawia, że wszelkie naprawy uszkodzeń samochodu, które narobiliśmy podczas wyścigu, trwają określoną długość. Mierzoną w czasie rzeczywistym! Ba, nawet na nowo zakupione auto trzeba czekać godzinę. Paranoja. Ale oczywiście nie musi tak być. Programiści postarali się o to, by ułatwić ci życie. Jak strażak, który podpala ogień, by potem mógł łaskawie przyjechać i ugasić pożar. A za takie zasługi należy się przecież nagroda.

W grze czas to pieniądz. A właściwie pieniądz to czas. Można bowiem w magiczny sposób przyspieszyć upływające minuty, płacąc specjalną, wirtualną walutą. Tę wirtualną walutę otrzymujesz za postępy w grze. Z tym że ich ilość oczywiście nie powala. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest zamiana realnej gotówki na wirtualną. Aby na twoim koncie pojawiło się 1000 żetonów, wystarczy zasilić konto twórców kwotą 90 euro.

Powtórzę, by była pewność, że nie nastąpiła tu literówka (cyfrówka?) - 1000 wirtualnych żetonów kosztuje 90 euro! Przypominam, że żetony są towarem zbywalnym, a więc po jakimś czasie znowu nam ich zabraknie, więc znowu będzie trzeba sięgnąć po kartę kredytową.

O absurdalności omawianej stawki niech świadczy fakt, że za tę samą kwotę mógłbym nabyć pełnowartościowe, niczym nie ograniczone, premierowe, hitowe gry na PC/PS3/XBox. I nie muszę się obawiać, że chcąc zagrać w FIFĘ, będę musiał zapłacić za wejście na wirtualny stadion. A Lara Croft nie zatrzyma się nagle podczas jazdy Jeepem i nie zakomunikuje mi, że dalej pojedzie dopiero, gdy zakupię paliwo, które właśnie się skończyło...

Mikropłatności same w sobie nie są złe. To naprawdę sensowny i przyszłościowy model biznesowy. A przynajmniej może takim być, jeśli będzie się go z rozsądkiem stosować. Póki co najczęściej dostaję przez niego białej gorączki.
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI