19:52

10 rzeczy, które w pełni doświadczysz dopiero, gdy zostaniesz rodzicem


Pytanie o to, czy świat stanął mi teraz na głowie, było najczęściej stawianym mi pytaniem przez znajomych po tym, jak zostałem ojcem. Niektórzy nawet nie tylko pytali, ale sami stwierdzali to jako oczywisty fakt. A jaka jest odpowiedź? Czy świat rzeczywiście obrócił mi się o 180 stopni? Po kilkunastu tygodniach bycia rodzicem, mogę już na to pytanie odpowiedzieć.


Najprostszą odpowiedzią byłoby stwierdzenie „tak i nie”. Niemcy mają na to specjalne słówko – jein, będące połączeniem „ja/tak” i „nein/nie”. Po polsku brzmiałoby to „tanie”. Trochę nie pasuje. ;)

Jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że dziecko nie przychodzi na świat znikąd, że nie pojawia się na nim ot, tak po prostu, to nie ma mowy o tym, że świat staje nagle na głowie. Człowiek w miarę ogarnięty wie przecież mniej więcej z czym wiąże się pojawienie się potomka. Jakie zmiany w życiu zajdą. I ma wystarczająco czasu, żeby się na te zmiany odpowiednio przygotować.

Możemy tu więc mówić raczej o pewnym procesie ewolucyjnym, zachodzącym stopniowo, a nie o nagłej rewolucji. Jasne, że nie wszystko da się przewidzieć i zaplanować. Ale przyjście na świat dziecka, nie jest wydarzeniem nagłym i szokującym. Człowiek zdaje sobie sprawę z tego, co go czeka, jakie zmiany w jego życiu zajdą.

A przynajmniej teoretycznie. ;)

Niezależnie bowiem od tego, jak bardzo jest się świadomym zmian, które zajdą w życiu po narodzinach potomka, nigdy nie jest się w pełni na nie przygotowanym. A to dlatego, że największe zmiany zachodzą tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa. Tam, gdzie człowiekowi wydaje się, że już wszystko wie, wszystko w danym elemencie już przeżył.

Okazuje się jednak, że pewne rzeczy doświadcza się w pełni dopiero, gdy zostaje się rodzicem. Przedstawiam wam oto ich listę. W kolejności losowej, oczywiście. Bez ich wartościowania.

Zanim jednak zaczniemy, chciałbym jeszcze coś wyjaśnić, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie uważam, że osoby, które nie doświadczyły rodzicielstwa, nie wiedzą czym właściwie są wymienione przeze mnie rzeczy. Absolutnie! Uważam natomiast, że zostając rodzicem, odkrywa się ich nowy wymiar.

10 rzeczy, które w pełni doświadczysz dopiero, gdy zostaniesz rodzicem

Zmęczenie. To chyba jedna z najbardziej oczywistych rzeczy związanych z początkiem rodzicielstwa. Praktycznie prawie każdy wspominał o czekających mnie nieprzespanych nocach, a więc i w konsekwencji – związanym z tym zmęczeniem. Wiele razy wydawało mi się w życiu, że jestem tak bardzo zmęczony, że bardziej już się nie da. Jak bardzo jednak się myliłem!

Wcześniej bowiem, jakkolwiek byłbym zmęczony, gdy nadchodził moment w którym człowiek stwierdzał, że dalej już nie podoła, po prostu odpoczywał i regenerował siły. Będąc rodzicem, tak się po prostu nie da. A przynajmniej nie zawsze. Bo nie można sobie pozwolić na wywieszenie na klamce tabliczki z napisem „nie przeszkadzać”.

Od rodzicielstwa nie ma przerwy, nie ma urlopu, nie ma chorobowego. Dziecko cię potrzebuje? No to wstajesz, choćby i trzeci raz w nocy, i robisz mu buteleczkę, zmieniasz pieluszkę, czy po prostu tulisz i nosisz w ramionach.

Choć potęguje to za każdym razem jeszcze bardziej twoje zmęczenie, a ty wiesz, że za chwilę zadzwoni budzik z informacją, że pora zbierać się do pracy, to za każdym razem wstajesz i robisz to, co do ciebie należy. I nie oszukujmy się – nie zawsze da się to wszystko robić z szerokim uśmiechem na twarzy. W końcu każdy człowiek ma swoje granice cierpliwości.

Cierpliwość to cnota. Bardzo cenna. Jak każda cnota. Ale i ona kiedyś się kończy. A im człowiek bardziej zmęczony, tym większe prawdopodobieństwo, że jej granice zostaną w końcu przekroczone.

W tej kwestii póki co zaskoczyłem sam siebie, bo okazało się, że mam w sobie znacznie większe pokłady cierpliwości, niż sam bym się o to podejrzewał. Znam jednak niestety i takie przypadki, że rodzic nie wytrzymywał, i mówił do dziecka rzeczy, których to dziecko słyszeć nie powinno. Albo co gorsza, nie tylko ma słowach się kończyło.

Mi pomaga, i w zasadzie wystarcza świadomość, że dziecko, to dziecko. Nie ma więc za bardzo sensu oczekiwać, że będzie się zachowywało jak logicznie myślący dorosły, który kieruje się (zwykle) rozsądkiem, i nie daje się zawładnąć emocjom, jak to bywa w przypadku dzieci.

Trzeba też dodać, że to nie tylko dzieci są w stanie doprowadzić do granic cierpliwości rodzica. Bardzo często winni są sobie oni sami. Z powodu swej bezradności.

Bezradność to kolejna rzecz, którą się poznaje w pełni, dopiero będąc rodzicem. Bo bywa, że niezależnie od tego, jak bardzo człowiek się stara, jak bardzo człowiek się poświęca, jak wiele czyta i wypytuje o różne rzeczy, żeby tylko dogodzić swemu dziecku, ono nie zawsze da się zadowolić.

Zdarza się, i to wcale nie rzadko, że dziecko pomimo bycia wyspanym, pełnego brzuszka, czystej i suchej pieluszki, pomimo ogromu ciepła, jakim się je otacza, by tylko było szczęśliwe, wcale takie nie jest. Zamiast tego płacze i krzyczy zrozpaczone.

Człowiek wie, że zrobił wszystko, co w jego mocy, by dziecko było uśmiechnięte, a przynajmniej, żeby nie płakało. Zrobiłby jeszcze wszystko inne, żeby tylko mu ulżyć. Ale czasem się po prostu nie da. Czasem jest się całkowicie bezradnym. Bezradność ta bywa naprawdę frustrująca, gdyż ma się świadomość, że jest się za to dziecko odpowiedzialnym.

Odpowiedzialność, to jest chyba to coś, co najbardziej spędza sen z powiek (jakby innych powodów było mało). Świadomość, że jest się odpowiedzialnym za czyjeś życie, czyjeś poczucie szczęścia i zadowolenia, jest niezwykle przejmująca. Niby ludzie są samolubni, niby nawet sam o tym pisałem, a jednak, jeśli na świecie pojawia się potomek, to własne cele i ambicje przestają mieć znaczenie. Liczy się tylko dobro dziecka.

Albo inaczej – cele i ambicje nadal są ważne. W sumie chyba nawet wciąż najważniejsze. Z tą różnicą, że one same się zmieniają. Wtedy szczęście dziecka jest po prostu najwyższą ambicją. Dziecko ma najwyższy priorytet.

Priorytety też są właśnie czymś, się człowiekowi zmienia po narodzinach potomka. Może nie tyle, żeby je inaczej odczuwać, bo tych się raczej odczuwać w ogóle nie za bardzo da. Ale na pewno mocno mogą ulec zmianie.

I się nagle okazuje, że to, co wcześniej było ważne, na co można było poświęcić wiele czasu, energii i pieniędzy, teraz ma znacznie niższą wartość.

Nie mam tu na myśli tylko takich wielkich rzeczy, jak „kiedyś kariera, teraz tylko rodzina i dziecko”. Chodzi też o takie małe, proste rzeczy w stylu: „kiedyś chętnie pograłbym z przyjacielem na PlayStation, żeby pokazać mu jak sie gra w FIFĘ, ale teraz wolę wyjść z rodziną na spacer, i spędzić z nią popołudnie na świeżym powietrzu”.

Dla przykładu, tekst ten też powstawał na raty, najczęściej podczas drogi z i do pracy, oraz w samej pracy. Pomimo, że mógłbym go spokojnie napisać w domu przy biurku. Ale zdecydowałem, że czas spędzony w domu wolę przeznaczyć na bycie z rodziną i pomoc żonie w opiece nad córeczką. Bo człowiek chce się nie tylko o swoje, ale też innych potrzeby zatroszczyć.

Troska o drugą osobę jest w związkach czymś w pełni naturalnym. Ale chyba niezależnie od tego, jak było się wcześniej troskliwym o ukochaną osobę, gdy pojawia się dziecko – człowiek potrafi przejść samego siebie. Czasem nawet do tego stopnia, że niektórzy mogliby to nazwać poświeceniem, a nie troską.

Niezależnie jednak od tego, jak wiele troski wkłada się w opiekę nad dzieckiem, niezależnie od tego, jak bardzo człowiek potrafi się nawet poświecić, gdzieś z tylu głowy zawsze siedzi strach.

Strach powodowany wspomnianym wcześniej poczuciem odpowiedzialności i obawą o to, że poświęca się potomkowi za mało uwagi. Że za mało się człowiek stara. Że nie potrafi zapewnić dziecku tego, co ono potrzebuje. Że nie jest w stanie spełnić wszystkich potrzeb dziecka. Że to co się robi, to ciągle nie jest to, co jest się w stanie, czy też powinno się zrobić.

Na szczęście nie jest to strach z gatunku tych paraliżujących, a motywujących do działania. Tak samo, jak motywujący jest widok, jak mama radzi sobie z córeczką. Nie sposób nie czuć wtedy dumy.

Duma jest wspaniałym uczuciem. To ogromna przyjemność patrzeć, jak żona radzi sobie z trudami rodzicielskich obowiązków. Jak wiele serca i zaangażowania wkłada w opiekę nad córeczką. Z jaką troską i miłością się z nią obchodzi.
Wiedziałem oczywiście już wcześniej co to duma. Nie była mi ona obca. Ale dopiero teraz, jako mąż i ojciec, wiem czym jest ona w swej istocie. Patrząc na dwie najważniejsze kobiety mojego życia, trudno jest nie pęknąć z dumy. Trudno się nad nimi nie zachwycić.

Zachwyt towarzyszył mi od samego początku ciąży. Już podczas badań USG, kiedy to pierwszy raz zobaczyłem bijące serduszko mojej córeczki, tak się tym zachwyciłem, że o mało nie zemdlałem! I od tamtego czasu nic się nie zmieniło! Co prawda już nie ma niebezpieczeństwa omdlenia, ale za każdym razem, gdy tylko patrzę na nasze dziecko, jestem zachwycony.

Zachwycam się tym, jak się uśmiecha, tym jak się patrzy na swoich rodziców, tym jak się rozgląda z ciekawością dookoła, tym jak się śmieje, tym jak macha rączkami, tym jak wytyka swój języczek, tym jak się głośno śmieje, tym jak się przytula, tym jak zasypia mi na rękach, tym jak śpi, tym jaka jest śliczna…

Generalnie rzecz biorąc – zachwycam się absolutnie wszystkim, co dotyczy mojej córeczki. Każdym, nawet najmniejszym, pojedynczym jej włoskiem.

Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że granicy zachwytu, w przeciwieństwie do granicy cierpliwości, nie da się przekroczyć. Bo ona po prostu nie istnieje! Gdy człowiekowi wydaje się, że w swym zachwycie odleciał już tak bardzo, że bardziej się już nie da, na twarzy dziecka pojawia się uśmiech, najpiękniejszy ze wszystkich dotychczasowych. I co? I człowiek odlatuje z zachwytu w kosmos! W kosmos w którym nie ma próżni, a jedynie pełnia szczęścia.

Szczęście jest tym, co przepełnia rodzica. Zawsze. Niezależnie od tego, czy akurat jest zmęczony i/lub bezradny. Czy martwi się o przyszłość swego dziecka lub przytłacza go odpowiedzialność za pociechę. Szczęście, a wraz z nim miłość do tej ukochanej małej osóbki to coś, co niweluje wszelkie niedogodności i poświęcenia związane z rodzicielstwem.

Nieważne jak bardzo było się do tej pory szczęśliwym w życiu. Gdy zostaje się rodzicem – to szczęście przebija każde dotychczasowe!

Choć więc może się na początku wydawać, że niewiele się w związku z narodzinami potomka zmienia, choć nie wszystkie z tych zmian zdają się być zmianami pozytywnymi, to jednak ostatecznie, prowadzą one do jednego, wspaniałego celu – Szczęśliwej Rodziny.

Szczęśliwa rodzina to taka, w której szczęśliwy jest każdy z jej członków. A czyż nie o to chodzi, żeby najszczęśliwsi byli ci, których najbardziej kochamy?
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI