14:44

Właścicielką marki CIN&CIN są mężczyźni


Czy facet reklamujący produkt, którego grupą docelową są kobiety, to dobry pomysł? Myślę, że wątpię. Bo to trochę tak, jak tatuażysta, który sam nie ma choćby najmniejszej dziary na ciele. Niby o niczym to nie świadczy, i może być znakomitym specjalistą w swoim fachu, ale podświadomie czujemy, że coś tu jest nie tak. Brakuje pewnej wiarygodności. O wiele lepiej jest więc, gdy produkt dla kobiet zachwala kobieta.

Bardzo dobrze wiedzą o tym twórcy reklamy CIN&CIN. Ba, oni poszli nawet o krok dalej. Bo nie tylko zaangażowali w akcję kobiety, ale też wybrali takie, które mają uosabiać wartości ważne dla marki: Kobiecą siłę, Wolność i Przyjemność.

Jest to niewątpliwie bardzo dobre posunięcie w przekazie kierowanym do kobiet. Zwłaszcza, gdy pokazywane kobiety są takie, jak grupa docelowa CIN&CIN. Lub przynajmniej takie, jakimi kobiety chciałyby być. To zabieg bardzo częsty i bardzo skuteczny. Ale twórcom reklamy to nie wystarczyło.

Poszli o kolejny krok dalej. Bardzo duży i bardzo ryzykowny krok. 
Pod koniec reklamy pada zdanie:
Na imprezę „Lubię tak” zaprasza właścicielka marki CIN&CIN.

Mamy tu więc próbę przekonania odbiorcy, że marka CIN&CIN należy do kobiety. Jest to zatem nie tylko produkt dla kobiet, ale też od kobiety. A kto, jak nie kobieta, wie co jest najlepsze dla innych kobiet? Kto lepiej zrozumie kobiety, jak nie inna kobieta?

Gdzie tu więc wspomniane wcześniej ryzyko takiego komunikatu? Ano w tym, że przekaz ten jest bardziej sprytny, niż prawdziwy. Taki trochę nawet cwaniacki. O co chodzi? Już wyjaśniam.

Na sam koniec reklamy otrzymujemy też wersję pisemną tej samej informacji, która zawiera trochę więcej danych. Brzmi ona następująco:
Sponsorem imprezy „Lubię tak” z pokazem spinningu ze słomką, Kraków 28.04.2018, jest Ambra S.A. – właścicielka marki Cin&Cin.

Z ciekawości sprawdziłem spółkę Ambra. Okazało się, że ta właścicielka, to sami mężczyźni. Zarząd składa się z trzech panów – jednego prezesa i dwóch wiceprezesów. Nawet, gdybyśmy mieli wziąć pod uwagę również Radę Nadzorczą, to wśród siedmiu wymienionych tam osób, znajdziemy tylko jedną kobietę.

Gdzie więc ta Właścicielka? To proste: w nazwie spółki. Ambra to rodzaj żeński. Mamy do czynienia z prostym zabiegiem lingwistycznym. Trochę naciąganym, ale bardzo cwanym.

W normalnych okolicznościach mówi się, że właścicielem jakiejś marki jest jakaś spółka, niezależnie od tego, jak ta spółka się nazywa. Wykorzystanie tutaj rodzaju żeńskiego nazwy spółki, to przejaw sprytu i kreatywności twórców reklamy. Niezłe z nich cwaniaki, co nie?



PS W reklamie barman traci dwa kokosy. Kobieta łapie tylko jeden. Co się stało z drugim?
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI