16:12

W dzieciństwie nie nauczono mnie tej rzeczy. Do dziś odczuwam tego konsekwencje


Nie miałem złego dzieciństwa. Wręcz przeciwnie. Bardzo miło je wspominam. Żałuję tylko dwóch rzeczy z lat dziecięcej beztroski. Pierwszą z nich jest fakt, że byłem chyba zbyt grzeczny. Za mało sobie pozwalałem na różne szaleństwa, przez co mam teraz naprawdę niewiele bardzo ciekawych wspomnień z tamtego okresu. Drugiej rzeczy zostałem pozbawiony bez mojej świadomości. A konsekwencje tego odczuwam do dziś.

I nie mam tu na myśli małej zabawki, karetki z napędem, którą dostałem pod choinkę. Było to moje ulubione auto. Pewnego zwyczajnego dnia, gdy wróciłem ze szkoły, nie mogłem nigdzie znaleźć tej karetki. Byłem zrozpaczony. Ale dopiero po kilku dniach moich poszukiwań autka dowiedziałem się, że otrzymało je dziecko znajomej jednego z rodziców, podczas wizyty w naszym domu. 

Zupełnie obce mi dziecko całkowicie obcej mi osoby, dostało moją ulubioną zabawkę. Bez mojej wiedzy i zgody. Podczas mojej nieobecności. Nigdy wcześniej nie byłem tak zły i zrozpaczony jak wtedy. Bo też nigdy wcześniej nie spotkało mnie coś takiego. I na szczęście jeszcze tylko raz później.

Nie mogę co prawda powiedzieć, że to wywarło na mnie jakiś wielki wpływ, że mnie w jakiś sposób ukształtowało. Ale na pewno było ważne. O czym świadczy choćby fakt, że do dzisiaj o tym pamiętam.

NAUCZ MNIE SŁUCHAĆ

Inaczej było z inną rzeczą, której mnie pozbawiono. O ile w ogóle można tu mówić o pozbawieniu czegoś, czego tak naprawdę i tak nie miałem. Chodzi bowiem o to, że nie dane mi było posiąść pewnej zdolności. Zdolności, która może się wydawać naturalną, ale w rzeczywistości jej też trzeba się nauczyć.

Jak to jest, że rodzice z pasją i zaangażowaniem uczą dzieci samodzielnego jedzenia, stawiania pierwszych kroków, jazdy na rowerze, czytania, pisania, i jeszcze tysiąca innych umiejętności, a nie uczą ich słuchania muzyki?

Odpowiedź na to pytanie jest banalnie wręcz prosta. Dziecko można nauczyć tylko tego, co samemu się potrafi. Niemożliwym jest więc nauczenie pociechy słuchania muzyki, jeśli samemu się tego nie robi. Jeśli jedyny kontakt z piosenkami, to bierne zazwyczaj słuchanie rozgłośni radiowych, a aktywne słuchanie włącza się co najwyżej w trakcie nadawania programów informacyjnych.

Nie mam więc pretensji do rodziców, że nie zostałem nauczony pełnego czerpania z dobra, jakim jest muzyka. To w końcu nawet w najmniejszym stopniu nie jest ich wina.

Nie zmienia to jednak faktu, że brak ten odczuwam do dziś.

SŁYSZEĆ I SŁUCHAĆ, TO NIE TO SAMO

Chodziłem co prawda na szkolne bale i dyskoteki. Byłem też na kilku pomniejszych koncertach. Ale to praktycznie zawsze chodziło o spędzenie czasu w towarzystwie znajomych, a nie o koncert sam w sobie.

Mam też kilka swoich ulubionych zespołów i muzyków, jak chociażby Lao Che, Czesław Śpiewa, Domowe Melodie, Maria Peszek, Katarzyna Nosowka i Hey. Ale to moje odkrycia dopiero ostatnich lat. I cały czas mam wrażenie, że choć doceniam i uwielbiam ich twórczość, to jednak nie potrafię wyciągnąć z nich maksimum tego, co w sobie mają.

W muzyce skupiam się przede wszystkim na tekście. Jasne, że nawet najlepszy tekst piosenki, bez odpowiednio dobrej muzyki, raczej nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia, jak utwory wymienionych wyżej artystów. Ale to jednak przede wszystkim tekst jest tym, co mnie do nich przyciąga.

Dość powiedzieć, że swoje próby świadomego słuchania muzyki rozpocząłem dopiero po bliższym kontakcie z poezją śpiewaną. Grechuta, Bajori te klimaty. To chyba wystarczająco dobitnie pokazuje, jak ważny w muzyce jest dla mnie tekst?

TEKST TO NIE WSZYSTKO

Muzyka jest dla mnie dodatkiem do treści piosenki. I choć w ten sposób też można czerpać z tego ogromną przyjemność, nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że spora część tej przyjemności mnie po prostu omija. Że przechodzi gdzieś obok. Uśmiecha się co prawda do mnie, nawet macha w moim kierunku, ale ja nie potrafię jej dostrzec, by móc zaprosić do siebie i się zaprzyjaźnić.

Czuję pewnego rodzaju zazdrość, gdy słucham z jak wielką pasją  i radością przyjaciele rozmawiają z moją żona o muzyce. O swoich ulubionych zespołach i piosenkach. O emocjach i uczuciach z nimi związanymi. Czuję zazdrość, gdy widzę jak bardzo cieszą się z faktu, że udało im się zdobyć bilet na wielki koncert ulubionego zespołu.

I ogromnie cieszę się, że moja żona należy do tych szczęśliwców dla których muzyka jest nie tylko niezwykle ważna w życiu, ale też potrafi czerpać z niej wszystko to, co najlepsze. Cieszę się, bo to wielka szansa dla naszego dziecka na to, by również mogło w pełni cieszyć się muzyką.
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI