17:01

Twoja praca się opłaca?

Czasami bywa tak, że człowiek ma serdecznie dość miejsca w którym pracuje. Nachodzi wtedy ochota na to, żeby rzucić tę robotę w diabły i poszukać czegoś nowego. Jeśli weźmie się dodatkowo pod uwagę fakt, że zwiększenie dochodów jest najlepszym sposobem na zwiększenie oszczędności – perspektywa zmiany pracodawcy staje się jeszcze bardziej kusząca.


Pracowałem już w wielu miejscach. Za każdym razem jednak mój czas pracy u jednego pracodawcy nie był zbyt długi. Nigdy wcześniej nie przekraczał on 3 lat w jednym miejscu.

Nie. Nie zostałem jeszcze nigdy zwolniony, jak co niektórzy mogli sobie teraz pomysleć. ;) Za każdym razem decyzja o pożegnanie się z aktualnym miejscem zatrudnienia należała do mnie. Z rożnych rzeczy to wynikało. A to przeprowadzka, a to chęć wyższych zarobków, a to ochota na coś lżejszego, czy też po prostu potrzeba spróbowania czegoś nowego. Czasem też miało się po prostu dość tego, co się robiło.

Jakiś czas temu znowu naszła mnie ochota na zmianę. Powiedziałbym nawet, że odczuwałem potrzebę zmiany. Czynników było kilka. Chciałem więcej zarabiać – to po pierwsze. Po drugie – przekroczyłem o ponad 50% swój dotychczasowy rekord czasu pracy w jednym miejscu. I wreszcie po trzecie – coraz cześciej nachodziły mnie myśli w rodzaju: „Co ja tu kuźwa jeszcze robię? Przecież ja tu nie pasuję!”...

Logiczną konsekwencją było zatem poszukanie sobie czegoś nowego. Tak też zrobiłem. Zacząłem szukać. A dokładnie rzecz ujmując, zleciłem to osobom, które zajmują się tym zawodowo. Dzięki temu mogłem nadal pracować i szukać nowej pracy jednocześnie. Bez wzbudzania podejrzeń u aktualnego pracodawcy.

No niepewnego dnia stało się. Dostałem telefon z ofertą. „Panie Zalewski, mamy dla pana pracę” – informował dumnie mój rozmówca. Zapytałem więc o szczegóły.

Okazało się, że to praca na zmiany, również w weekendy i święta, a do tego bardzo daleko od mojego miejsca zamieszkania. Wszystko przemawiało więc za tym, żeby z tej oferty nie skorzystać. Była bowiem całkowitym przeciwieństwem tego, co miałem do tej pory. Jedna rzecz nie została jednak jeszcze przez mojego rozmówcę wyjaśniona. Rzecz, która mimo wszystko mogła przesadzić o tym, że jednak nowa praca byłaby dużo atrakcyjniejsza, niż mogła się wydawać na początku.

- A proszę mi powiedzieć najważniejszą rzecz – poprosiłem mego rozmówcę. – Ile będzie wynosiło moje wynagrodzenie?
- To jest najważniejsza rzecz!? – prawie krzyczał do słuchawki, a w głosie słychać było oburzenie.
- No raczej tak – odparłem. – W końcu pracuje się po to, żeby żyć, a nie żyje, żeby pracować...
- Według mnie to nie jest najważniejsza rzecz... – odparł zdenerwowany pan, któremu wyraźnie odechciało się ze mną rozmawiać.

Ostatecznie podał mi ile bym zarabiał w tej nieatrakcyjnej pracy, która okazała się być równie nieatrakcyjnie opłacona. Ok, lepiej niż moja w tamtej chwili aktualna praca, ale nie na tyle lepiej, żeby miało to przeważyć nad wszystkimi jej wadami. Z oferty więc nie skorzystałem, a z zaskoczonym panem nigdy już więcej nie rozmawiałem.

Ja w sumie też byłem zaskoczony. Jego zaskoczeniem. Facet wiedział dokładnie, że ja pracę mam, a nowej szukam dlatego, żeby więcej zarobić.

Poza tym, nawet gdyby tak nie było, to co on myślał? Czym według niego kierują się ludzie podczas wyboru miejsca zatrudnienia? Naprawdę wysokość wynagrodzenia to nie jest najważniejsza rzecz?

Spotkałem się z opinią, że najważniejsze jest, aby wstając rano uśmiechać się na myśl o tym, że idzie się do pracy. Albo przynajmniej nie denerwować się z tego powodu. Ale z całym szacunkiem – radością czynszu się nie opłaci. Dzieci się nią nie wykarmi, ani w nią nie ubierze.

Oczywiście wiem o tym, że nawet najwyższe wynagrodzenie nie sprawi, że zyska się ogromną ochotę na pójście do pracy, jeśli człowiek spotyka się tam z nieprzyjemnymi ludźmi, i ogólny klimat jest niesprzyjający.

Praca nie jest wartością samą w sobie. Praca jest po to, by zarabiać w niej pieniądze. Nie przemawia też do mnie argument, że ktoś zarabia co prawda mało, ale przynajmniej robi to co lubi. Trzeba się cenić!

Jeśli robisz to co kochasz, i jeszcze na tym dobrze zarabiasz – brawo! Wygrałeś życie. Szczerze Ci gratuluję. Jeśli nie – nie myl proszę pracy z pasją.

Jeśli robienie zawodowo tego co lubisz, nie daje wystarczających korzyści (wszelkiego rodzaju), to jaki w tym sens? Czyż nie będzie to lepiej również dla Twojej pasji, jeśli znajdziesz lepiej płatną pracę? Dzięki temu nie tylko nie stracisz możliwości spełniania się w tym, co sprawia Ci radość (bo przecież równie dobrze możesz robić to „prywatnie”), ale też zyskasz środki na dalszy rozwój.

Żadna praca nie hańbi.
Ale nie każda praca wzbogaca.
A powinna!
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI