07:56

Bo za dobrze, to niedobrze



Odchodzący z pracy współpracownik, choć właściwie - mój kierownik, poprosił mnie, bym na koniec powiedział mu, co mi się w nim podoba, a co nie. Tak, żebym wiedział co powinienem w sobie poprawić, bym mógł być lepszym człowiekiem - stwierdził. I miał rację. Nie spodziewa się jednak, że nie powiem mu co według mnie mógłby poprawić, lecz co dobrze by było popsuć...

O tym, że lepsze jest wrogiem dobrego, wiemy wszyscy. A przynajmniej wszyscy słyszeliśmy to powiedzenie. Bo dobro też trzeba umieć dawkować. Tak samo jest z czekoladą. Nawet z tą ulubioną. Jeśli przesadzi się z jej ilością - zamias pysznie smakować, po prostu nas zemdli. I to czasem tak bardzo, że przez jakiś czas nie będziemy chcieli mieć z nią nic do czynienia.

Ale czy przyszło wam kiedyś do głowy, że to samo może dotyczyć relacji międzyludzkich? Pomyśleliście kiedyś, że musicie od kogoś odpocząć, bo ten ktoś jest zbyt miły? Że męczy was czyjaś uprzejmość?

Mi to nigdy do głowy nie przyszło, dopóki nie poznałem człowieka, który trzydzieści razy dziękuje ci za to, że robiąc sobie kawę, pomyślałeś o nim, i również jemu ją zaparzyłeś. Nawet prze moment nie pomyślałem, że ktoś może być zbyt miły, dopóki nie zacząłem pracować z człowiekiem, który za najmniejszą pomoc w rozwiązaniu najmniejszego problemu, dziękuje ci pięćdziesiąt razy. I to na pięćdziesiąt różnych sposobów.

Ten mój współpracownik jest naprawdę dobrym człowiekiem. Naprawdę troszczy się o to, żeby wszyscy z kim ma do czynienia, byli zadowoleni. Jest jedyną osobą jaką znam, która w komunikacji miejskiej pyta najbliższych współpasażerów o to, czy może skorzystać z telefonu i do kogoś zadzwonić. I byłby w stanie z tej rozmowy telefonicznej zrezygnować, gdyby tylko ktoś stwierdził, że by mu to przeszkadzało.

Ale takie zainteresowanie innymi bywa cokolwiek męczące. Zwłaszcza gdy człowiek odbiera od tego jegomościa telefon służbowy, i zanim dowie się o co właściwie chodzi i po co dzwoni, musi najpierw odpowiedzieć na serię pytań. A to odnośnie minionego weekendu. A to o ogólne samopoczucie. A to o zdrowie. I tak dalej.

I choć takie zainteresowanie innymi jest w gruncie rzeczy bardzo miłe, a kierownik pyta, bo naprawdę interesują go odpowiedzi, to jednak w pracy - jest to najzwyczajniej w świecie przesadą. Na dodatek często bardzo irytującą przesadą. Bo nie można zająć się własnymi obowiązkami, gdyż trzeba opowiadać o swoim samopoczuciu.

A skoro już przy obowiązkach jesteśmy. Pamiętacie mój tekst na temat sposobu pracy Niemców? (Jeśli nie, to możecie nadrobić i przeczytać ten tekst.) Kolega jest wręcz ekstremalnym przypadkiem człowieka pracującego w ten sposób. Nie muszę chyba pisać, jak bardzo paraliżuje pracę zakaz wprowadzania usprawnień, i to tylko dlatego, że ma być "oficjalnie"? I na nic zdadzą się argumenty o oszczędności czasu i energii, przy jednoczesnym osiągnięciu zamierzonego efektu końcowego.

Powiem wam, że sam się czasem źle z tym czuję, że się na tego kolegę wkurzam. Że mnie irytuje i nie mogę nieraz go znieść. Bo wiem, że on naprawdę jest wdzięczny za to, za co pięćdziesiąt razy dziękuje. Wiem, że on naprawdę interesuje się tym, jak nam minął weekend i jak się czujemy. Wiem, że w dobrej wierze nie chce działać "poza protokołem".

Ja to wszystko wiem. Naprawdę. Kłopot w tym, że w żaden sposób nie zmienia to faktu, że takie zachowanie staje się z czasem po prostu męczące, irytujące i wkurzające.

A człowiek nie musi być przecież najbardziej prawy, najlepszy i najmilszy.

W zupełności wystarczy, gdy będzie po prostu wystarczająco dobry.

Dlatego na koniec powiem mu, że według mnie - jak będzie trochę gorszy, to będzie lepszy.
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI