Jakkolwiek zabawnie by to nie brzmiało, telefony komórkowe zmieniły nasz sposób postrzegania fotografii. Śmiało można nawet powiedzieć, że tak jak jeszcze niedawno telefony miały funkcję aparatu, to teraz smartfony z dobrym aparatem - mają funkcję dzwonienia. Paradoksalnie, aktualnie określenie aparat telefoniczny, jest bardziej adekwatne do tego, co trzymamy w kieszeniach, niż do stacjonarnych urządzeń, służących do dzwonienia. Pretekst do zastanowienia się nad tym, czym jest fotografia w dobie "mądrych telefonów", dały mi współpasażerki podczas ostatniego lotu do Polski. Sprawa nie jest może jakoś niezwykle poważna, ale tragiczno-komiczna na pewno... No i każdy z nas będzie mógł wyciągnąć z niej lekcję.
Kobieta, która siedziała przede mną sprawiła, że ani trochę nie zdziwiłem się na wieść o tym, że nowa wersja iPhone'a będzie miała (wg plotek) przednią kamerkę tak samo dobrej jakości, jak ta z tyłu. A to wszystko po to, żeby umożliwić pstrykanie lepszej jakości samojebek. Co więcej, wszystkie zdjęcia zrobione przednim aparatem, trafią automatycznie do katalogu o nazwie selfie. A coś mi mówi, że ta kobieta niczego więcej w telefonie potrzebować nie będzie.
Przez cały lot, a także już po opuszczeniu pokładu samolotu, jedyne co robiła ta niewiasta, to było pstrykanie sobie samojebek i bezustanne ich przeglądanie. Zarówno tych świeżo zrobionych, jak i dawniejszych. Ponad 1,5 godziny jej głównym zajęciem było oglądanie siebie na zdjęciach zrobionych przez siebie. Co chwilę przeglądała w sumie niewielki, skończony zbiór selfiaków, podziwiając siebie, powiększając za każdym razem, na każdym zdjęciu - swoją facjatę.
Ja rozumiem, że selfie samo w sobie to nic złego. Sam czasem strzelałem sobie jakąś samojebkę. I nie zawsze w formie ironiczno-prześmiewczej. To całkiem fajna forma pstrykania fotek, gdy nie ma kto nam ich zrobić, a niektóre same w sobie są po prostu fajne.
Ale zastanawia mnie w kontekście tej kobiety jedna rzecz. To współczesna technologia wyzwoliła w niej teką dozę narcyzmu, czy może selfie wcale nie uwalnia, nie zaspokaja, tylko wręcz kreuje potrzebę samouwielbienia? Bo jakoś nie wyobrażam sobie, żeby ktoś przed erą smartfonów wybierał się w podróż z lusterkiem, i przez cały jej czas wpatrywał się w nie. Albo żeby nosił ze sobą wydrukowane zdjęcia siebie i lupę. Bo przecież analogowe fotki nie mają funkcji powiększania.
A skoro już jesteśmy przy zdjęciach drukowanych, możemy śmiało przejść do kolejnej mojej współpasażerki. Tym razem siedzącej za mną. Ona z kolei nie oglądała cały czas swoich zdjęć. Ale możliwe, że jedynym tego powodem był fakt, że po prostu nie miała takiej możliwości, gdyż straciła swój telefon. Telefon, który naprzemiennie nazywała aparatem.
Ta kobieta również całą podróż zajmowała się tylko jednym i tym samym. W jej przypadku było to lamentowanie nad utratą telefonu. A właściwie nad utratą karty w tym telefonie, na której były wszystkie jej zdjęcia.
Jej partner próbował nieustannie ją pocieszać. Co chwilę miał nowe pomysły na to, jak odzyskać zgubę. Dawał jej nawet swój, bardzo dobrej jakości telefon. Ale i to nie pomogło. Usłyszał bowiem w odpowiedzi, że w dupie ma ten telefon. Że ona nie chce telefonu, tylko swoją kartę, na której są jej zdjęcia.
Kobieta ta, pomiędzy swym utyskiwaniem: "moja karta...", "mój telefon...", "mój aparat...", "moje zdjęcia...", powiedziała też coś takiego:
Kto to w ogóle wymyślił, żeby zdjęcia robić telefonem!? Przecież to jakiś debilizm! Kiedyś zdjęcia robiło się aparatem, drukowało się i trzymało w albumie. A nie, kurwa, w telefonie!
I o ile kobieta przede mną z pewnością by się nie zgodziła z kobietą za mną, co do debilizmu współczesnych rozwiązań fotograficznych, a sama wypowiedź jest tak naprawdę tylko szukaniem winnego, by samemu nie przyznać się do błędu, to jednak samą zmianę, jaka zaszła w fotografii (przynajmniej tej amatorsko-rodzinno-prywatnej), uchwyciła znakomicie.
W pewnym momencie tragedia tej pani za mną była tak wielka, że ta zaczęła nawet płakać (Pani zaczęła płakać, nie tragedia. Żeby była jasność. ;)). I przyznam szczerze, że przez chwilę zrobiło mi się jej nawet żal. Bo wiem co to znaczy utracić ważne dla siebie zdjęcia. Któż z nas tego nie zna?
Współczucie szybko jednak minęło, gdyż zaraz po tym jak, się tylko pojawiło, usłyszałem, że ta nieszczęsna kobieta wie, gdzie najprawdopodobniej "zniknął" jej telefon. Jak sama stwierdziła - zostawiła go na półce w toalecie na lotnisku. W toalecie dla niepełnosprawnych...
W tym momencie o jakiejkolwiek empatii już nie było mowy. Zamiast tego, pojawiła się myśl: Dobrze ci tak, wredna babo!
Jaki z tego morał?
Przede wszystkim - nie korzystaj z toalet dla niepełnosprawnych, jeśli nie zaliczasz się do grona osób, dla których są one przeznaczone. To punkt pierwszy.
Punkt drugi - smartfony nie tylko zmieniły fotografię, ale i fotografia smartfonem zmieniła nas (przynajmniej część z nas).
I wreszcie po trzecie - rób kopię zapasową swoich cyfrowych zdjęć! A najlepiej będzie, jeśli te dla ciebie najważniejsze - sobie po prostu wydrukujesz.
I jeszcze mału bonus na koniec.
Wśród lamentów kobiety, która straciła swój smartfon, prócz wspomnianych już: "moja karta...", "mój telefon...", "mój aparat...", "moje zdjęcia...", pojawił się jeszcze jeden:
"moje wszystkie e-maile...". ;)