14:25

Bo uczyć też trzeba umieć


Pamiętam, że za czasów szkolnych bardzo często zdarzało się, że zadania do wykonania na wszelkiego rodzaju sprawdzianach i kartkówkach, były bardziej skomplikowane niż to, czego uczyliśmy się na lekcjach. Standard. Ale za to nigdy nie było tak, że na pracy klasowej trzeba było wykazać się znajomością czegoś, czego wcześniej nie omawialiśmy. Bo to przecież bardzo logiczne, prawda? jak się jednak okazuje - nie dla wszystkich.

Chcąc nauczyć się programowania aplikacji na urządzenia mobilne od Apple, wykupiłem sobie internetowy kurs wideo, by poznać tajniki języka swift. Zadowolony, że udało mi się go zdobyć za mniej niż 10% jego standardowej ceny, zabrałem się do nauki.

Moja radość z każdą chwilą rosła jeszcze bardziej, gdyż przypominałem sobie jak to jest uczyć się czegoś nowego. Jak to jest programować. Bo w czasie studiów, zajęcia z programowania należały do moich ulubionych. Nie bez powodu byłem jedną z dwóch osób na całym roku, które miały w indeksie 5 z tego przedmiotu. ;)

Tak więc pełen zadowolenia i ekscytacji, siedziałem i oglądałem lekcje, ucząc się i po trochu samemu programując. Ale do czasu... Do czasu, aż prowadzący szkolenie dał do zrobienia zadanie, przy którym musiałem posiedzieć naprawdę długo. A pomimo faktu, że wiele czasu poświęciłem na znalezienie odpowiedniego rozwiązania, nie bardzo potrafiłem je dostrzec.

Lecz w końcu się udało! Byłem ogromnie szczęśliwy. Włączyłem więc sobie film z kursu, by porównać moje rozwiązanie z tym "oficjalnym". Wszak programowanie to taka dziedzina, w której do konkretnego celu może prowadzić wiele dróg. Tak też było i tym razem. Mój algorytm był zupełnie inny od tego, jaki zaprezentował prowadzący.

I w normalnych warunkach, w tym momencie mógłbym się nawet cieszyć podwójnie. Nie dość, że prawidłowo rozwiązałem zadanie, to jeszcze udało mi się to zrobić na swój własny sposób. Ale właśnie - w normalnych warunkach. A te do normalnych się nie zaliczały...

Prowadzący kurs w pewnym momencie prezentowania kodu, który miał być oczekiwanym przez niego rozwiązaniem zadania, powiedział coś takiego:
"Tego co prawda jeszcze nie było na naszym kursie, ale mam nadzieję, że sobie to 'wyguglowaliście'"...
Nie muszę chyba pisać, że w tym momencie nie różniłem się za bardzo od kolesia, który jest na zamieszczonym wyżej zdjęciu? Chyba że tym, że mój wkurw był jeszcze większy.

No bo sami powiedzcie. Jak można prowadząc kurs wpaść na pomysł, żeby dać komuś do zrobienia zadanie, którego rozwiązanie wymaga znajomości rzeczy, jakich się jeszcze nie zaprezentowało?

Ok. Ja rozumiem, że teraz wszystko sprawdza się w Google. Sam dość często to robię. Ale do cholery! Nie podczas przechodzenia jakiegoś kursu, z którego człowiek chce się czegoś nauczyć, a nie tylko rozwiązać zadania. Gdybym chciał uczyć się z Google, to bym przecież kursu nie wykupywał.

Myślałem, że to standard, że w takich przypadkach daje się zadania, które mają na celu sprawdzić poziom przyswojenia przekazanej wcześniej wiedzy. Po to przecież są ćwiczenia, żeby teorię zastosować w praktyce. A nie po to, by wysłać kursantów do wujka Google.

Ale wiecie co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? Programowanie jest dziedziną wymagającą naprawdę sporych pokładów logiki. Tutaj ewidentnie jej zabrakło. I to w tak elementarnej formie! Straciłem zaufanie do tego faceta. A od osoby, co do której nie ma się pewności, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, raczej nie da się niczego nauczyć.

Dlatego też znalazłem sobie inny kurs. I kupiłem książkę.
Powinno być już tylko lepiej. ;)
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI