Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Radośnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Radośnie. Pokaż wszystkie posty

08:08

Krótka historia o świni i morderstwie, ze zjawiskiem paranormalnym w tle

Krótka historia o świni i morderstwie, ze zjawiskiem paranormalnym w tle

Dawno, dawno temu, mały Karolek pojechał z rodzicami do rodziny na wieś. Wujek miał tam gospodarstwo, z którego dobrodziejstw korzystali od czasu do czasu inni członkowie rodziny, mieszkający na co dzień w betonowych miastach. Nie sposób przecież pogardzić wspaniałymi, świeżymi produktami, pochodzącymi wprost od gospodarza. Taki był też cel tej wizyty – miano ubić świniaka, by przygotować zeń pożywienie dla mięsożerców.

Ponieważ przy takiej pracy każda para rąk się przydaje, zagoniono też Karolka do pomocy. Jego zadaniem miało być noszenie owoców* pracy rąk rzeźnika z obory, gdzie ten pracował, do domu. Praca to nieskomplikowana, ale wielokrotnie powtarzana, co dla chudych rączek Karolka wcale łatwe nie było.

Zanim Karolek zaczął w ogóle biegać pomiędzy domem, a oborą, całkiem bez ostrzeżenia, zaserwowany mu został widok, jak właścicielka przyszłych pasztetów, parówek i kotletów, pozbawiona została prawa do gospodarowania tym towarem. Mówiąc wprost, Karolek zobaczył, jak rzeźnik zdzielił świnię tępą stroną wielkiej siekiery. Prosto w głowę. Tych uderzeń było chyba kilka, ale pewności nie miał, bo już po pierwszym odwrócił głowę. 

Ale wróćmy do meritum, czyli do Karolka biegającego co chwilę przez podwórko z nową porcją towaru. Za którymś z takich kursów, rzeźnik wręczył naszemu wątłemu bohaterowi miskę pełną mięsa, i dokładnie poinstruował: Zanieś to do domu i powiedz, że to mielone.

Tak więc Karolek posłusznie wziął miskę, zaniósł do domu i powiedział co mu przykazano.
- Co? – zdziwiła się mama Karolka, która odebrała przesyłkę. – To ma być mielone? Zanieś to z powrotem i powiedz, żeby to bardziej zmielili. Bo teraz, to to jest mięso, ale na pewno nie mielone.

I choć miska była ciężka, a chudziutkie ręce Karolka już coraz bardziej wyczerpane, chłopiec posłusznie zaniósł mięso z powrotem do rzeźnika. Bo cóż biedakowi pozostało?

Parówkotwórca był oczywiście zaskoczony zwrotem towaru, ale nawet na moment nie stracił trzeźwości umysłu. Do końca zachował zimną krew. Takie przynajmniej Karolek odniósł wrażenie, bo wyglądało, że rzeźnik wie co robi. Wziął od chłopca miskę, położył na swoim stole rzeźnickim, lekko zamieszał dłońmi zawartość i powiedział stanowczo: Zanieś to do domu za 15 minut.

Karolek co prawda nie wiedział o co chodzi, ale przecież nie musiał. Po pierwsze, to rzeźnik jest przecież fachowcem, więc to on powinien się znać. Po drugie zaś – właśnie zyskał 15 minut spokoju. Mógł więc pozwolić swoim mięśniom odpocząć.

Po przykazanych piętnastu minutach nasz mały bohater wziął miskę i pełen obaw, że za chwilę i tak będzie musiał z nią wrócić, zaniósł ją ponownie do domu. Tam, tak jak za pierwszym razem, odebrała ją od niego mama. Spojrzała na zawartość miski, pokiwała z satysfakcją głową i powiedziała: No! Teraz to jest porządnie zmielone!

Karolek był bardzo zdezorientowany. Zupełnie nie wiedział co właśnie się stało. Jak to możliwe, że mięso, które zostało jedynie ręcznie przemieszane przez rzeźnika, nagle okazało się być bardziej zmielone, niż 15 minut wcześniej? 

Teorii miał kilka. Na przykład taką, że rzeźnik okazał się mieć w dłoniach maszynkę do mięsa. Albo taką, że w ciągu tych kilkunastu minut jego mamie zmieniła się definicja pojęcia „mięso mielone”. Pomyślał nawet, że może rolę odegrały jakieś zasady fizyki kwantowej, które sprawiły, że mięso w kwadrans przeistoczyło się z „za mało zmielonego” we „właściwie zmielone”.

Ostatecznie jednak sprawa pozostaje bez odpowiedzi. A Karol do dziś nie może spać nocami, bo głowi się nad zagadką z czasów, kiedy to był jeszcze małym Karolkiem.



*) Kiełbasa to też OWOC. Owoc pracy rąk rzeźnika.
Wychodzi więc na to, że WSZYSCY JESTEŚMY WEGETARIANAMI!

15:30

Kawa i czekoladki sposobem na kreatywność? Sprawdzam!

Kawa i czekoladki sposobem na kreatywność? Sprawdzam!

Pusta biała przestrzeń na monitorze, symbolizująca nieskalaną żadnymi zapiskami kartkę papieru, to koszmar każdego, dla kogo pisanie jest w jakikolwiek sposób ważne. Czy to zawodowo, czy po prostu z pasji. Brak weny, to najgorsza rzecz, jaka może spotkać ludzi słowa pisanego. Gdyby tak istniał jakiś naprawdę skuteczny, a przy tym przyjemny sposób na zwiększenie swej kreatywności…

Jako osoba pisząca teksty na zamówienie [napiszemy.to] oraz bloger, który poważnie podchodzi do swojej pracy i pasji, mam podwójnie wysokie zapotrzebowanie na kreatywność. Dlatego też, gdy tylko zobaczyłem reklamy produktów, których producenci obiecują rozwiązanie problemu pustej kartki, powiedziałem to, co w takich sytuacjach zwykł mówić AdBusterSPRAWDŹMY TO!

WAWEL I JEGO KASZTANKI

Kasztanki uwielbiam. Naprawdę. Lubię je tak bardzo, że kiedyś, gdy znajomy koniecznie chciał się jakoś odwdzięczyć za okazaną mu pomoc, powiedziałem, że może to zrobić „płacąc” Kasztankami właśnie. A były one tym cenniejsze, że mieszkałem wtedy w Monachium, gdzie nie dało się ich znaleźć. Za to znajomy regularnie jeździł do Polski.

Gdy więc zobaczyłem w TV poniższą reklamę, która obiecuje mi wzrost kreatywności w zamian za jedzenie Kasztanków, moja decyzja o ich zakupie była natychmiastowa.


Już na samym początku filmu widać, że występująca w nim pani zmaga się ze wspomnianą tu pustą kartką, i zupełnie nie może sobie poradzić z jej wypełnieniem. Wszystko zmienia się diametralnie i natychmiast, gdy tylko skosztuje Kasztanków.

Czy można zrobić bardziej zachęcający film dla blogera i copywritera? Nie sądzę.

NIEBIESKA WOSEBA

Gdy już byłem prawie gotów do wyjścia po Kasztanki, zobaczyłem w telewizji kolejną reklamę. I już wiedziałem, że moja lista zakupów musi koniecznie powiększyć się o jeszcze jedną pozycję –  kawę Woseba. Niebieską.

Bo to ona sprawi, że odnajdę w sobie kreatywność. Zobaczcie sami:


Okazja była tym bardziej dogodna, że właśnie postanowiliśmy z Żoną, że po kilku miesiącach picia kawy rozpuszczalnej, wracamy do tej prawdziwej, mielonej. Co prawda Woseby jeszcze nigdy nie piłem, ale najwyższa pora spróbować. Przecież nawet jeśli nie będzie smakować, to zyskam kreatywność!

KONSUMPCJA, CZYLI TESTOWANIE

Testowanie było prawdziwą przyjemnością. Nie dość, że produkty były same w sobie bardzo dobre, to jeszcze ich wspólne zestawienie wypada znakomicie. No bo sami powiedzcie – czy kawa i czekoladki, to nie idealna para?

Co do jakości Kasztanków, nie miałem żadnych obaw ani wątpliwości. W końcu od bardzo dawna znam i uwielbiam ich smak. Z rezerwą natomiast podszedłem do kawy. Woseba była dla mnie nowym doświadczeniem i nie wiedziałem czego się spodziewać. Okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Kawa okazała się naprawdę dobrym trunkiem.

A najlepsze w tym wszystkim jest to, że to zestawienie kawy i cukierków pozwoliło na uzyskanie efektu synergii. Dzięki czemu doświadczenie było pełniejsze i przyjemniejsze. I nawet, gdyby się okazało, że obiecana kreatywność, to co najwyżej owoc (nomen omen) kreatywności twórców reklam, to już same walory smakowe wynagrodziłyby ten brak.

CO Z TĄ KREATYWNOŚCIĄ?

No właśnie? A co z tym, co w całej tej konfrontacji najważniejsze? Co z kreatywnością?

Cóż, dość powiedzieć, że już sam ten tekst powstał dzięki Kasztankom i Wosebie. Zrobiłem też kilkadziesiąt zdjęć tych produktów. I choć wykorzystałem raptem jedno z nich, to nie da się ukryć, że już samo ich wykonywanie było czynnością bardzo kreatywną. Wygląda więc na to, że coś jest na rzeczy!

OH WAIT…

A nie, chwila… Przecież ja na pomysł tego tekstu wpadłem jeszcze zanim skonsumowałem reklamowane produkty. Fotki też robiłem przed pierwszym łykiem kawy i przed pierwszym kęsem czekoladki. Albo więc produkty te wpływają pozytywnie na kreatywność jeszcze przed ich konsumpcją, albo…

Albo sami wiecie co.

W każdym razie, jeśli kiedyś blog ten zniknie z sieci, bo zabraknie mi kreatywności potrzebnej do jego prowadzenia i rozwoju, to już wiecie do kogo wysyłać zażalenia. ;)




15:20

Wspomnienia z przedszkola, czyli krótkie historie o nagości, zazdrości, kradzieży i pieczonych jabłkach

Wspomnienia z przedszkola, czyli krótkie historie o nagości, zazdrości, kradzieży i pieczonych jabłkach

Jeszcze sporo czasu upłynie, nim oddam swe dziecko na cały dzień pod opiekę obcych osób. Jednak świadomość, że z każdą chwilą jest bliżej tego momentu sprawia, że sam zaczynam przywoływać z pamięci wspomnienia z czasów przedszkolnych. Jest ich kilka. I wbrew pozorom, nie są to wcale traumatyczne wspomnienia, co mogłoby się niektórym wydawać, po przeczytaniu tytułu.

Ku mojemu zaskoczeniu, nie pamiętam żadnych imion. Ani opiekunek, ani żadnego dziecka z którym spędzałem kilka godzin dziennie. Pamiętam budynek. Pamiętam nawet układ pomieszczeń w tym budynku. Do dzisiaj wiem gdzie była szatnia, gdzie toaleta, jadalnia, i w której sali przebywałem ja, a w której mój brat. Ale imiona i twarze w pamięci mi nie pozostały.

Mam za to kilka innych wspomnień. Są wśród nich takie, które bawią mnie do dziś, takie, które wpędzają w nostalgię oraz takie, których się wstydzę… Ale po kolei.

Co dzieci mają w majtkach?
To stało się nagle. W czasie jednej z przerw. Nic nie zwiastowało nadejścia wydarzenia, które na zawsze zostanie w mej pamięci i wpłynie na odbiór świata.

Wszystko działo się błyskawicznie, ale wystarczyło, by zachwiać wszechświatem.

Jeden z przedszkolaków wybiegł nagle z toalety na korytarz. Spodenki i majtki opuszczone miał do kostek. Nie miało to jednak dla niego najmniejszego znaczenia. Tak podekscytowany był myślą, którą chciał się z nami podzielić, że wszystko inne było wtedy nieważne.

Tak więc chłopiec ten, stojąc półnagi przed wszystkimi pozostałymi dziećmi ze swojej grupy przedszkolnej, wykrzyknął ile sił w płucach, tak by nikogo nie ominęła ta ważna wiadomość:



Chłopacy mają pisole, a dziewczyny pisiawki!

Nie pamiętam, żebym wcześniej wiedział, że różnimy się z dziewczynami tymi elementami anatomii. Prawdopodobnie więc wtedy właśnie poznałem jedną z najistotniejszych prawd uniwersum. Natomiast błyskawiczna i nerwowa reakcja opiekunek, tylko utwierdzała w przekonaniu, że właśnie zdradzono nam jedną z największych tajemnic!

Kolorowe kredki
Rysować nie potrafię. Nigdy tego nie umiałem. Tym bardziej w czasie, gdy miałem tylko kilka lat. Nie zmienia to jednak faktu, że zawsze lubiłem rysować i kolorować. A w przedszkolu było czym! Kredki wszelkich kolorów i rodzajów były do naszej dyspozycji.

Ciągle łamiące się kredki ołówkowe, nierówno kolorujące kredki świecowe i – obiekt pożądania – kredki olejne BAMBINO!

Każdy, dla kogo zajęcia z rysunku były ważne, chciał mieć te ostatnie. Barwy, jakie można było dzięki nim uzyskać, łatwość kolorowania, równość pokrycia kolorem i sztuczki w postaci rozsmarowywania palcem wiórków powstających podczas ostrzenia kredki bambino sprawiały, że rysunek wykonany za ich pomocą zawsze wydawał się dużo lepszy, niż inne. Nic więc dziwnego, że zawsze patrzyłem spode łba na tych, którym udało się przede mną wyłowić bambino z wielkiego pojemnika postawionego przez opiekunkę na stoliku.

Żeby jeszcze to przekonanie, że dzięki lepszym kredkom będą lepsze rysunki, miało pokrycie w rzeczywistości… Chociaż… U innych miało… ;)

Małoletni przestępca
Jednym z najsilniejszych wspomnień przedszkolnych dotyczy kradzieży łopatki. Kradzieży dokonanej przeze mnie… Tak, właśnie przyznałem się publicznie do popełnienia przestępstwa.

Nie pamiętam czemu to zrobiłem. Nie pamiętam nawet koloru tej łopatki. Ale za to pamiętam, że była ona mała, ale za to twarda. Taka, której żadna ziemia, ani żaden kamień się nie kłania. Była płaska i kanciasta, a nie miękka i zaokrąglona.

Była moją ulubioną. Tak bardzo ulubioną, że z jakiegoś powodu postanowiłem się nią zaopiekować bardziej, niż powinienem, i zabrałem ją do domu. Pamiętam nawet jak to zrobiłem. Nie pamiętam za to jak wytłumaczyłem rodzicom obecność nowej zabawki. Tak samo, jak nie potrafię wytłumaczyć się teraz przed Wami.

Wtedy byłem dumny, że mi się to udało. Teraz się tego wstydzę.

Jabłko pieczone
Wizyty w przedszkolu zawsze kojarzyć mi się będą z zapachem świeżo pieczonego chleba. Choć nie dlatego, że takim nas tam karmiono. Po prostu naprzeciwko przedszkola była piekarnia. Spacer do przedszkola był więc zawsze nagradzany wspaniałymi zapachami.

Ale nie znaczy to, że przedszkolne posiłki były złe. Nie mam żadnych złych wspomnień z przedszkolnej jadalni. Znaczy to, że chyba całkiem znośnie nas tam karmili. Za to jedno danie pozostało mi w pamięci – pieczone jabłko.

Wyglądem pieczone jabłko nie powala, ale jego smak i zapach… Uwielbiałem je! Danie proste, a zarazem smaczne. Zawsze bardzo cieszyłem się na wieść o tym, że danego dnia będziemy jedli jabłuszko z pieca.

Co ciekawe, chyba do dzisiejszego dnia przedszkole, to jedyne miejscem w którym jadłem takie danie. I raczej tak już zostanie. Nie chcę ryzykować konfrontacji pysznego wspomnienia z rzeczywistością.

A co Ty pamiętasz z czasów przedszkolnych?
Podziel się swoimi wspomnieniami!

20:08

napiszemy.to - zawodowo

napiszemy.to - zawodowo
"Pasja jest po to, by dawała nam radość. Pieniądze ma przynosić praca. Wiele osób tego nie rozumie, i stara się robić zawodowo to co lubi, a nie to, co przynosi pieniądze". Tak powiedział mi wiele lat temu pewien lekarz, u którego byłem w celu badań potrzebnych mi do zdobycia nowej pracy. Pracy, która nie była moją pasją. Pracy, którą wykonywałem po to, żeby zarobić pieniądze. Nic więc dziwnego, że wtedy temu lekarzowi przytaknąłem. Dziś powiedziałbym mu, że gada bzdury!

Bo teraz dojrzałem do tego, że wcale nie musi być tak, jak pan doktor mówił. Że można pracować z pasji. Że można robić to, co się bardzo lubi - zawodowo. I przede wszystkim, że należy walczyć o to, by tak właśnie było!

Tak też zrobiliśmy. Wraz z moim najlepszym przyjacielem, postanowiliśmy wziąć sprawy we własne ręce. Zawalczyć o to, by praca którą wykonujemy, zadania których się podejmujemy, sprawiały nam czystą radość.

Bo czyż nie jest korzystne dla wszystkich, gdy to co się robi, robi się z pełnym zaangażowaniem, wynikającym między innymi z tego, że ktoś po prostu lubi to, co robi? Że robi się nie dlatego, że "muszę", ale dlatego, że "chcę"? Czyż motywacja do pracy i troska o to, by była ona wykonana najlepiej, jak to tylko możliwe, nie jest wtedy stokroć większa?

Między innymi odpowiedzi na powyższe pytania (które, jak zakładam, są dla wszystkich oczywiste), doprowadziły do tego, że powstała firma napiszemy.to. Firma z którą wiążę swoją przyszłość i wielkie nadzieje.

Czym zajmujemy się w napiszemy.to?
Pisaniem tekstów. ;)

A konkretnie? Konkretnie, to robimy rzeczy następujące:
  • piszemy teksty na strony internetowe;
  • prowadzimy blogi firmowe;
  • prowadzimy profile w mediach społecznościowych;
  • piszemy teksty pod pozycjonowanie;
  • redagujemy i przeprowadzamy korektę treści;
  • piszemy teksty na zamówienie.

To, co robimy w naszej firmie, można opisać dwoma słowami: content marketing.
Czym właściwie jest ten cały content marketing, i dlaczego jest on tak ważny w Internecie, dowiesz się z TEGO TEKSTU.

Jesteśmy ludźmi od tekstu w Internecie. I robimy to zawodowo. Ale i z pasją!

Wiem jak górnolotnie to brzmi. Wiem też jednak, jak bardzo to prawdziwe. Wiem jaką radość i dumę czuję na myśl o napiszemy.to. Wiem jak bardzo cieszę się na każdy nowy projekt.

Poszliśmy z przyjacielem w drogę za marzeniami. Czy widać światełko na końcu tej drogi? Nie.
Widać świetlaną przyszłość! :)


PS Chcesz być na bierząco z postępami naszej firmy? Polub napiszemy.to  na facebooku.

14:14

Fotografia w dobie smartfonów

Fotografia w dobie smartfonów

Jakkolwiek zabawnie by to nie brzmiało, telefony komórkowe zmieniły nasz sposób postrzegania fotografii. Śmiało można nawet powiedzieć, że tak jak jeszcze niedawno telefony miały funkcję aparatu, to teraz smartfony z dobrym aparatem - mają funkcję dzwonienia. Paradoksalnie, aktualnie określenie aparat telefoniczny, jest bardziej adekwatne do tego, co trzymamy w kieszeniach, niż do stacjonarnych urządzeń, służących do dzwonienia. Pretekst do zastanowienia się nad tym, czym jest fotografia w dobie "mądrych telefonów", dały mi współpasażerki podczas ostatniego lotu do Polski. Sprawa nie jest może jakoś niezwykle poważna, ale tragiczno-komiczna na pewno... No i każdy z nas będzie mógł wyciągnąć z niej lekcję.

10:28

Lotnisko w Monachium [WZK #4]

Lotnisko w Monachium [WZK #4]

Gdy dowiedziałem się, że ukazała się książka pod tytułem Lotnisko w Monachium, pierwsze co sobie wtedy pomyślałem, było - ciekawe czy po lekturze da się poznać czy autor był w ogóle na lotnisku w Monachium. A ponieważ sam ostatnio bywam na nim regularnie, powiedziałem: Sprawdzam! Stwierdziłem, że jeśli uda mi się przyłapać na czymś pana Baxtera, to będę miał wdzięczny temat do mojego mini działu: Wyrwane Z Kontekstu. 

21:54

Przesądny jak Polak

Przesądny jak Polak

Steffen Möller w swojej książce Viva Polonia stwierdza, że Polacy to naród przesądny. Dziwi go to bardzo, bo przecież jesteśmy krajem katolickim. Jak więc to możliwe, że tak wiele przesądów ma się u nas tak dobrze? Logicznie myślący umysł podpowie, że skoro ktoś potrafi w jeden zabobon uwierzyć, to i z kolejnymi nie będzie miał problemu.

Ale nie rozstrzygajmy teraz tajemnicy współistnienia wiary i przesądów. Zastanówmy się raczej nad tym czy spostrzeżenie Möllera jest w ogóle słuszne. Przyjrzyjmy się zachowaniu typowego, przeciętnego Polaka. Ponieważ mamy czas matur, weźmy pod lupę zwyczaje Franka - maturzysty.

19:00

Wszyscy jesteśmy graczami

Wszyscy jesteśmy graczami

Ostatnio tak rzadko oddaję się elektronicznej roz(g)rywce, że moja konsola zdążyła pokryć się kurzem i pajęczynami. Ale nie zawsze tak było…

Kiedyś zdałem sobie sprawę, że za dużo GRAłem.  Nałogowym GRAczem co prawda nie byłem, ale było blisko. Postanowiłem więc oGRAniczyć kontakt z GRAmi. I nagle GRA pojawiła się wszędzie!

20:47

Pułapki języka niemieckiego

Pułapki języka niemieckiego

- S-Bahn mi uciekł - w ten sposób próbowałem kiedyś wyjaśnić swe zbyt późne stawienie się do pracy. Szefowa jednak, zamiast dać mi reprymendę, zaczęła się śmiać. Ba, każdy współpracownik miał ubaw przez pół dnia. A wszystko dlatego, że polski związek frazeologiczny przełożyłem w sposób dosłowny na język niemiecki.

Niemcy to naród bardzo konkretny. Również w języku. Jeśli więc spóźnisz się na przykład na pociąg, to nie będziesz miał możliwości zrzucenia na niego odpowiedzialności. Bo skoro on przyjechał punktualnie, i tak też odjechał, to jakim prawem możesz mówić, że ci uciekł? To ty się spóźniłeś, więc się do tego przyznaj!

21:07

Lansiarski laptop [WZK #3]

Lansiarski laptop [WZK #3]
https://www.facebook.com/dorothea.kriegl
Poznajcie Jojo (czyt. Dżodżo). To bohaterka niemieckiej telenoweli (sic!), stworzonej przez telewizję Deutsche Welle - "Jojo szuka szczęścia". W założeniu produkcja ta ma uczyć języka niemieckiego, a przynajmniej pomagać w jego oswojeniu. W praktyce okazuje się jednak, że Jojo zaznajamia nas również z mechaniką kwantową!

Jojo jest jednak skromną osobą. Nie lubi więc przechwalać się swoją wiedzą. Przekazuje ją zatem w sposób subtelny i widoczny tylko dla spostrzegawczych. 

Dasz radę ją dostrzec?

23:25

Halo!? Czy to ja?

Halo!? Czy to ja?
Krótka historia telefonu do siebie. :)

22:06

Muzyka prawdę Ci powie

Muzyka prawdę Ci powie

Muzyka to nie tylko destruktor nieznośnej ciszy, podkład dźwiękowy wygibasów na parkiecie, czy też sprawca romantycznego nastroju, mającego zrobić wrażenie na płci przeciwnej. Muzyka pełni również rolę przekaźnika treści. I to nie jedynie pomiędzy wokalistą i słuchaczami. Można bowiem to jej zastosowanie z powodzeniem wykorzystać do własnych celów.


11:33

Esperanto

Esperanto

Kiedy w 1887 roku Ludwik Zamenhof opublikował podstawy języka, który wg jego życzenia miał się stać językiem międzynarodowym, spodziewał się zapewne, że na rozpowszechnienie się Esperanto potrzeba sporo czasu. Z pewnością jednak nie przypuszczał, że zajmie to ponad 120 lat. Ale w końcu się udało!


04:25

Firmowa Wigilia

Firmowa Wigilia
Wigilia to znakomity pretekst do zorganizowania "Spotkania Wigilijnego" w firmie. I w niczym nawet nie przeszkadza fakt, że często tak naprawdę z Wigilią ma to niewiele wspólnego. Nie ma śpiewania kolęd, nie ma dzielenia się opłatkiem. W firmie w której aktualnie pracuję, byłoby to w sumie nawet niezręczne. Panuje tu bowiem totalne multikulti - co najmniej 7 narodowości i niewiele mniej wyznań. Ale dobrze zjeść za darmo, alkoholu się napić i jeszcze prezent dostać. To lubi każdy.


01:23

Pożegnanie

Pożegnanie
Źródło: 1ms.net
Źródło grafiki: 1ms.net
Moja Droga!

Przykro mi o tym mówić, ale chcąc być wobec Ciebie całkowicie fair, muszę to powiedzieć – nasz związek nie ma przyszłości. Nie odbieraj tego proszę nazbyt osobiście. Jesteś przecież ciągle bardzo atrakcyjna i wartościowa. Z pewnością znajdzie się ktoś, kto będzie potrafił to docenić i z kim spędzisz mnóstwo cudownych chwil. 


19:27

Grammar Nazis

Grammar Nazis

W dniu dzisiejszym postanowiłem pójść na miasto po nowom ksionżkę. Zerkłem przed wyjściem przez okno, by zobaczyć jaka pogoda, bo zastanawiałem się czy wziąść ze sobom swetr. Ale jak to w miesioncu lipcu - wogule nie było chmur. Sprawdziłem jeszcze czy wszystkie sprzenty elektroniczne som powyłanczane i wyszłem z domu.


17:50

10 litrów prądu poprosze

10 litrów prądu poprosze

Prąd niezbędny do życia nie jest, ale do wygodnego życia, owszem. Zdecydowanie więc lepiej móc, niż nie móc z niego korzystać. Natomiast w przypadku wielu zakładów, bez prądu nie da się zrobić niczego, poza zaparzeniem kawy. Oczywiście pod warunkiem, że korzysta się przy tym z tradycyjnych metod - kuchenka gazowa + czajnik.


19:37

Jak wykiwać Niemców

Jak wykiwać Niemców

Historia ta miała miejsce bardzo dawno temu, gdy to na polskich ziemiach samowolnie rozpanoszyli się Niemcy. Front był daleko a mieszkańcy małych wiosek nie mieli ani broni, ani wystarczającej ilości ludzi, by stawić czoła najeźdźcy. Zatem wszyscy żyli w przymusowej symbiozie - Polacy żywili Niemców w zamian za co Niemcy nie rozstrzeliwali Polaków.


16:36

Trochę Kultury

Trochę Kultury

Janusz Gajos mawiał, że "kultura to jest coś takie, że to się w pale nie mieści". I nie sposób odmówić mu racji. Co więcej, jest to chyba najtrafniejsza definicja kultury z jaką do tej pory się spotkałem. Kultura obecna jest w każdej dziedzinie naszego życia. Każdy człowiek powinien umieć zachować się kulturalnie. W przeciwnym razie samodzielnie skazuje się na ostracyzm.


15:42

A ja mam w domu...

A ja mam w domu...

Od słów zawartych w tytule rozpoczynało się za czasów podstawówki wyliczankę pomiędzy kolegami z klasy, starając się przekonać 'rywali', że ma się nie tylko więcej, ale i lepsze rzeczy. Była to o tyle fajna forma konkurencji, że licytację ograniczała w zasadzie jedynie wyobraźnia, gdyż deklarowanego stanu posiadania nie trzeba było w żaden sposób udowadniać.


Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI