Ostatnio tak rzadko oddaję się elektronicznej roz(g)rywce, że moja konsola zdążyła pokryć się kurzem i pajęczynami. Ale nie zawsze tak było…
Kiedyś zdałem sobie sprawę, że za dużo GRAłem. Nałogowym GRAczem co prawda nie byłem, ale było blisko. Postanowiłem więc oGRAniczyć kontakt z GRAmi. I nagle GRA pojawiła się wszędzie!
W szkole na fizyce profesor mówił o GRAwitacji. Na informatyce uczyłem się proGRAmować. Na muzyce pani pokazała nam stary GRAmofon. Na historii nauczycielka opowiadała nam, jak zmieniały się GRAnice. Na geografii dowiedziałem się, co to są miGRAcje. A na polskim pani co chwilę mówiła coś o GRAmatyce i ortoGRAfii.
Wracając po szkole do domu spotkałem GRAficiarzy malujących coś na ścianach. PoGRAtulowałem im talentu i poszedłem dalej.
Gdy wróciłem do domu tata kazał mi zaGRAbić liście przed domem, ale po chwili się rozmyślił, bo zaczął padać GRAd. Aby się nie nudzić włączyłem TV, a tam proGRAm o modzie. Z jaką GRAcją te panie się poruszały...
Zgłodniałem, to sobie zjadłem GRAhamki. Potem przyszła GRAżyna i powiedziała, że schudła kilka kiliGRAów, i teraz musi korzystać z aGRAfki, żeby jej spodnie nie spadły. Opowiedziała też o pewnym złodzieju, który GRAsuje w naszej okolicy. Wczoraj oGRAbił jakąś staruszkę. Podobno GRAbarz go widział...
Po tym wszystkim doszedłem do wniosku, że to jednak nie ja jestem nałogowcem, ale całe życie to GRA. GRAjmy więc!