00:41

Cena jakości


- Przecież po to kupiłeś na bazarze, żeby nie mieć gwarancji - wypalił sprzedawca, któremu przyniosłem rozwalone buty, kupione od niego dwa dni wcześniej. I choć grzecznie mu wyjaśniłem, że nie dlatego dokonałem zakupu u niego, żeby gwarancji nie mieć, lecz z bardziej prozaicznego powodu - oszczędności, to reklamacji i tak nie uwzględnił.

Sytuacja miała miejsce kilkanaście lat temu, ale doskonale pamiętam ją do dzisiaj. Była to bowiem pierwsza tak dobitnie przekazana mi przez życie nauka głosząca, że za jakość to niestety, ale trzeba płacić.

Teoretycznie więc - im więcej się za coś płaci, tym więcej można się spodziewać. Ba, więcej można nawet oczekiwać. Ale czy to oznacza jednocześnie, że płacąc mało, jedyne co mogę zrobić, to podkulić ogonek i siedzieć cicho, przyjmując z pokorą to, co mi dają?

Wybrałem się ostatnio ze znajomymi do chińskiej knajpy. Właściwie to taki chiński fast food. Nazywa się nawet China Express. Wiedziałem więc, że nie ma co oczekiwać jakiegoś specjalnego traktowania, obsługi kelnerskiej i nie wiadomo jakich standardów obsługi.

Jedzenie mają tam całkiem dobre, a ceny przystępne. Nie była to więc nasza pierwsza wizyta w tym lokalu. I jak zwykle byłem z niej zadowolony. Przynajmniej do czasu, aż nie pojawił się jeden z tamtejszych pracowników.

Siedzieliśmy wszyscy na dworze, korzystając z ostatnich w miarę ciepłych dni i możliwości zjedzenia posiłku na świeżym powietrzu. Pora jest jednak taka, że coraz szybciej robi się ciemno. Wspomniany już pracownik, chcąc wprowadzić miły klimat i rozjaśnić nieco zapadający mrok, postawił na stoliku przy którym siedzieliśmy - "świecznik".

Miły gest. Nie powiem że nie. Przynajmniej w zamierzeniu...

Tak się bowiem składa, że ten tak zwany "świecznik" był w istocie kieliszkiem z logo Martini, w którym znajdował się podgrzewacz. I już samo to może niektórym wystarczyć do stwierdzenia, że coś tu jest nie tak. Bo o ile w domowym zaciszu takie wynalazki są jak najbardziej na miejscu i nawet pożądane, o tyle już w lokalach - takie rzeczy nie mają racji bytu.

Czepiam się? Możliwe. W końcu ktoś może stwierdzić, że to nie żaden nietakt, tylko reklama rzeczonego trunku. Jednak dalsza obserwacja "świecznika" pozwala stwierdzić, że o żadnej działalności marketingowej nie może tu być mowy. Wyglądał on bowiem mniej więcej tak, jak przedmiot na załączonej do tekstu fotografii (w rzeczywistości - jeszcze gorzej).

Ścianki naczynia całkowicie ochlapane woskiem, który w środku był dodatkowo rozlany. Może i by się znalazły osoby, które taki widok uznałyby za ładny i artystyczny. Dla mnie jednak było to brzydkie, nieestetyczne i po prostu brudne. Bo jak coś nie jest czyste, a ten "świecznik" z czystością miał niewiele wspólnego, to jest właśnie brudne.

Znajoma stwierdziła, że wymyślam i oczekuję za wiele w miejscu w którym zjadłem wiele za niewiele. Ale wg mnie w lokalu gastronomicznym, jakiejkolwiek klasy by on nie był, brudne rzeczy nie mają prawa się znajdować.

Odpowiadając więc na postawione wcześniej pytanie - czy płacąc mało, mogę tylko mało wymagać - można w sumie śmiało powiedzieć, że tak. Należy jednak zaznaczyć, że w każdym przypadku, niezależnie od tego czy mamy do czynienia z towarem czy usługą, są pewne normy i standardy, poniżej których nie można schodzić. Niezależnie od tego, jak niską cenę zapłaciliśmy!

Panu z obsługi swoich przemyśleń na ten temat nie przekazałem, choć zaistniały fakt zaobserwowałem i w pamięci swej zapisałem. Człowiek ten najprawdopodobniej wykonywał po prostu dyspozycje od swego przełożonego. Choć wg mnie w tym przypadku niczego to nie usprawiedliwia. Są bowiem takie momenty, gdy trzeba się postawić i odmówić wykonania polecenia. 

Też kiedyś byłem postawiony przed taką sytuacją. Powiedziałem kierowniczce, że nie powieszę na drzwiach firmy w której pracowałem, wręczonej mi kartki. Stwierdziłem, że nie przyłożę ręki do wywieszenia kartki z informacją: "Awaria prądu - nieczynne"

W końcu pewne standardy obowiązują również w języku. ;)

Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI