18:19

Pokłóćmy się na Facebooku


Stwierdziliśmy ostatnio z przyjacielem, że Facebook to zło. Ma on bowiem tę właściwość, że dyskusje, które prowadzimy za jego pośrednictwem, sprowadza do nieporozumień, a bardzo często nawet i do kłótni. I choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że powyższe stwierdzenie jest co najwyżej demaskatorem naszego stanu umysłowego podczas rozmowy, to jednak po gruntowniejszym zbadaniu sprawy okazuje się, że coś jest na rzeczy.


Komunikacja przez internet znacząco różni się od tej w cztery oczy. Zwłaszcza, gdy nośnikiem są wyrazy, a nie słowa. Nie jest to oczywiście przeszkoda nie do przeskoczenia. Trzeba jednak mieć świadomość różnic i odpowiednimi środkami je niwelować.

Jednym z podstawowych (a jednocześnie jednym z najbardziej mnie denerwujących) błędów jest pomijanie w wypowiedzi pisemnej znaków interpunkcyjnych. To tak, jakby piszący spodziewał się, że czytający jego tekst usłyszy skierowaną do niego wypowiedź, wraz z odpowiednią intonacją właściwych słów. Odbiorca przecież tekst czyta, a nie słucha, więc interpretacja (a wraz z nią właściwa intonacja) dokonuje się na podstawie znaków przystankowych.

Znajomy martwił się kiedyś czy wypłata wpłynęła już na konto, bo na weekend wybierał się do Polski i chciał zabrać ze sobą część zarobione pieniądze. Wątpliwości rozwiał jego kolega, przysyłając mu SMS o następującej treści:
"Jest kasa na koncie"
Później okazało się, że kasy na koncie nie było, a radość znajomego była przedwczesna. Wszystko dlatego, że nadawca wiadomości stwierdził, iż SMS był pytaniem, a nie stwierdzeniem. I był wielce zdziwiony błędną (w jego mniemaniu) interpretacją. Przecież on wiedział, że pyta, prawda?

Autor wiadomości nawet nie wiedział, że może zostać źle zrozumiany. Najzwyczajniej w świecie nie zdawał sobie sprawy z faktu, że różne formy komunikacji wymagają różnych technik. Jest to niestety bolączka baaardzo wielu osób które w wypowiedzi pisanej nie stosują znaków przystankowych a co za tym idzie wielkich i małych liter też się nie uświadczy ciężko jest więc czasem zorientować się w strukturze danej wypowiedzi nie mówiąc już o zrozumieniu jej przekazu co w prosty sposób prowadzić może do niewłaściwej interpretacji przekazu a w konsekwencji do sporych nieporozumień. (Bardzo bolało podczas czytania poprzedniego zdania?)

Internet od początku służył komunikacji. Sam potrafiłem sporo czasu spędzać na wszelkiego rodzaju IRCach i serwisach czatowych. I to pomimo faktu, że z prowadzonych tam rozmów zwykle nie wynikało nic więcej, poza świadomością, że jakaś zupełnie mi obca osoba lubi taką, a nie inną muzykę, takie a nie inne filmy, czy takie a nie inne książki. Co więcej, anonimowość była wtedy jakby bardziej ceniona, więc ogromna większość internautów występowała w sieci pod pseudonimami (ja moje pierwsze teksty w sieci też pod nickiem publikowałem).

Wraz z nadejściem Facebooka, anonimowość poszła na urlop. Jasne, że nie została całkowicie wyeliminowana. Nawet w serwisie pod znakiem 'f' jest sporo kont z których nie poznamy nazwisk ich właścicieli. Tym niemniej, występowanie w sieci pod taką samą nazwą, jaka widnieje na dowodzie osobistym, stało się powszechne.

Ja też już nie jestem Ramzel, tylko Martin Zalewski. Mały krok technicznie, ale wielki komunikacyjnie.  To raptem zmiana kilku liter na kilkanaście innych. Teraz jednak każda wypowiedź podpisywana jest moim nazwiskiem, a co za tym idzie, biorę pełną odpowiedzialność za publikowane przez siebie teksty. Ale nie to jest tu jednak najważniejsze. Największe bowiem znaczenie dla omawianego tematu ma fakt, że Facebook sprawił, iż Internet stał się miejscem bardziej osobistym, bardziej personalnym, identyfikowanym konkretnymi nazwiskami, a najczęściej i stosownymi, przypisanymi do nich zdjęciami.

Jakie to ma znaczenie w komunikacji? Ogromne! Facebookowy czat, z racji jego ścisłego powiązania z kontem rozmówcy, stał się kanałem aż nazbyt naturalnym w dyskusji. To nie to samo co rozmowa z jakimś numerem na GG. Nawet jeśli wiemy, kogo ten numer reprezentuje. To nie to samo co e-mail, który mi osobiście służy już w zasadzie jedynie do kontaktów oficjalnych i logowania się w różnych serwisach. To rozmowa z konkretną, najczęściej bardzo dobrze nam znaną osobą.

Wspomniałem wcześniej o różnicach w budowaniu wypowiedzi pisemnej i ustnej. Facebookowy czat sprawił jednak, że mimo iż zwykle jestem świadom tych różnic i wynikających z nich reguł tworzenia tekstu, dyskusję za pośrednictwem komunikatora w tym medium społecznościowym, prowadziłem tak, jakby była to rozmowa ustna.

Efekt był więc taki, że w dyskusji pisemnej nie pojawiały się charakterystyczne i wręcz niezbędne w niej ciągi przyczynowo skutkowe. Bywały to czasem luźne zdania, które co prawda same w sobie sens miały, ale nie niosły pełnego komunikatu. Nic więc dziwnego, że potrafiły czasem prowadzić do nieporozumień, delikatnie to ujmując.

Teraz to dla mnie rzecz oczywista. Wcześniej jednak głowiłem się, dlaczego dyskusja z bliską mi osobą, z którą tak wspaniale się rozumiemy w rozmowach na żywo, przeradzała się czasem w kłótnię. I to nawet pomimo braku różnicy zdań! Niczym nadawca cytowanego wcześniej wiadomości SMS, byłem przekonany, że mój przyjaciel bardzo dobrze wie, co mam na myśli.

Tymczasem narzędzie, które miało zmniejszać dzielącą nas odległość, zaczęło nas oddalać. Technologia, która miała niwelować granice, stawiała na niej mur. W rzeczywistości jednak czat, nawet ten facebookowy, to tylko czat. I nigdy nie był, ani nie będzie niczym więcej. To po prostu kolejny kanał komunikacji, który wymaga zastosowania odpowiedniej dla niego formy i stylu wypowiedzi. Nieważne z kim i o czym rozmawiasz. To ciągle tylko czat!
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI