18:16

Podajmy sobie dłonie


Od prawie dwóch lat nie podaję ręki osobom z którymi się witam. Zwłaszcza obcokrajowcom. I nie to, żebym na emigracji nabrał przekonań nacjonalistycznych. Nie stałem się też paranoikiem w kwestii higieny, niczym detektyw Monk. Tu się po prostu tak robi. Czy raczej - NIE robi.


Bardzo szybko zauważyłem, że u Niemców wyciągnięcie dłoni na powitanie wywołuje zdziwienia, a czasem nawet zakłopotanie. W trosce  więc o ich komfort psychiczny, zaprzestałem podawania ręki. Wiąże się to oczywiście również z szacunkiem dla panujących tu zasad.

Znajomy opowiadał mi, jak partner jego koleżanki (nie Polak) wielokrotnie dziękował jej (Polce) za jej bliskość. Przy czym częstotliwość pocałunków, przytulania czy po prostu trzymania za rękę, w żaden sposób nie odbiegała od znanych nam wszystkim standardów. To co dla nas jest normalne i naturalne, dla niego było czymś niezwykłym, wywołującym zachwyt.

Poruszyłem temat przywitań przy kuflu ze znajomymi. Pięciu facetów - każdy innej narodowości: Anglik, Hindus, Rumun, Holender i Polak. I gdy opowiadałem im, że w Polsce nawet z kolegami z którymi widywałem się praktycznie codziennie (szkoła, uczelnia, praca), witałem się poprzez uścisk dłoni, niemal chórem zapytali: Ale po co?

Przyznam szczerze, że nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. Wersja: 'Tak po prostu jest' niczego by nie załatwiła, bo przecież każdy z rozmówców mógłby użyć tego samego 'argumentu'. Zastanawiam się jednak teraz nie nad tym, co jest bardziej normalne i naturalne, lecz nad tym, jakie są konsekwencje wychowawcze i społeczne danego sposobu powitań. Bo nie wierzę, że takowych nie ma.

Weźmy na warsztat przypadek skrajny - Turcy. Oni witają się między sobą uściśnięciem dłoni + pocałunkami w policzki. Zupełnie tak, jakby składali sobie za każdym razem życzenia urodzinowe. Co ciekawe, taki sposób powitań jest niezależny od płci witających się. Nie chcę tu wyrokować, że tworzona i pielęgnowana w ten sposób bliskość jest jednym z powodów ich hermetyzacji. Faktem jest jednak, że poczucie współodpowiedzialności jest u nich ogromne.

Podobnie jak Turcy witają się Francuzi. Przy czym ci drudzy nie ograniczają się do takich powitań (i pożegnań) tylko do przedstawicieli własnej narodowości. Są dużo bardziej otwarci na innych. Przynajmniej w sytuacji gdy sami są obcokrajowcami. Bo we Francji zdolni są nawet do tego, że udadzą, iż w ogóle nie rozumieją co mówisz, jeśli tylko zdarzy Ci się popełnić jakiś błąd używając języka francuskiego.

Skłonny jestem nawet zaryzykować stwierdzenie, że sposób w jaki się witamy, jest jednym z czynników budujących poczucie tożsamości narodowej. To w wersji makro. W wersji mikro natomiast, im bliższy kontakt, tym bliższa sama relacja. Jakakolwiek interakcja z drugą osobą, wykraczająca poza zwykłe 'Cześć', to ingerencja w strefę osobistą. To zaś wymaga zaufania, a zaufanie buduje więź.

Tak więc buźka. 


Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI