20:04

Cycki wszędzie, Porno wszędzie


Seks, seks, seks. Porno. Cycki. Hardcore. Jeszcze? Proszę bardzo: sex, sex, sex...

Seks sprzedaje. O tym wie każdy zajmujący się marketingiem. Co więcej, cycki w reklamie zwiększają zainteresowanie produktem nie tylko u płci męskiej. Okazuje się, że odpowiednio wyeksponowana kobieta (a przynajmniej stosowne jej części ciała) działa również na panie.
Mądrość ludowa głosi jednak, że co za dużo, to i świnia nie zeżre.


Seks to nasza codzienność. Znajoma opowiadała mi kiedyś, jak pewien wykładowca uświadomił i udowodnił im na zajęciach, że praktycznie każdy poruszony w rozmowie temat, jeśli nie ograniczy się go konkretnymi ramami, w zupełnie naturalny (i często nieuświadomiony) sposób prowadzi do seksualnych aluzji i odniesień.

Nie mam nic przeciwko cyckom. Ani na bilbordach, ani w filmach, ani tym bardziej na żywo. Często  wręcz śmieszyło mnie zachowanie aktorów, którzy w ujęciach następujących po 'scenach łóżkowych', zasłaniają przed sobą intymne części swojego ciała. To takie naturalne... ;)

Wspomniany trend obecny jest głównie w produkcjach zza oceanu. Polskie kino w jakiś sposób zdołało się przed tym obronić i w tej kwestii zdaje się być bardziej życiowe. Sęk w tym, że naturalność to jedno, a dobry smak - to drugie.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie twierdzę, że gołe cycki to zło. Niewiele jest rzeczy równie pięknych i godnych podziwu, jak kobiece ciało. Równocześnie jednak jestem zagorzałym przeciwnikiem opalania się kobiet topless na publicznych plażach. [Są na sali jakieś feministki?] Obawiam się bowiem (i myślę, że słusznie), iż powszechność i 'normalność' widoku nagich kobiecych piersi, odebrałby im pewną właściwość erotyczną.

O ile jednak nagość zaprezentowana w stosownej formie jest jeszcze ok, o tyle publiczna prezentacja stosunku płciowego, to już odarcie z (nomen omen) intymności. I to tej najgłębszej.

Ten tekst to protest przeciwko niepotrzebnej nagości i odzierania z intymności. I nie, nie postuluję przeciwko porno. Jeśli ktoś ma potrzebę obcowania z tego typu produkcjami, to jego sprawa. Wyrażam jednak swój sprzeciw wobec karmienia nas czyjąś prywatnością i intymnością, której w żaden sposób naruszać nie  powinniśmy i nie chcieliśmy.

Pierwsza tego typu refleksja pojawiła się podczas oglądania filmu "Bandyta". W tej produkcji widz raczony jest widokiem nagiej Idy Jabłońskiej, która w momencie kręcenia materiału miała 12 lat... I żaden argument nie przekona mnie, że było to konieczne. Żadne usprawiedliwianie dbałością o autentyczność historii tego nie tłumaczy. Jest wiele sztuczek, znanych każdemu filmowcowi, które pozwoliłyby uniknąć widoków bądź co bądź - pedofilskich! Co ciekawe, podczas sceny miłosnej pomiędzy dorosłymi aktorami, w tym samym filmie, nie widać nawet skrawka kobiecej piersi.

Kolejne światełko alarmowe zapaliło mi się podczas seansu "Big Love". Film to polska produkcja, jak najbardziej godna poświęcenia jej 1,5 godziny z życia. Problem polega na tym, że dwukrotnie podczas oglądania miałem wrażenie, że ktoś montując film pomylił się i niechcący wkleił do obrazu sceny z porno. No dobra, soft porno...

Zresztą, oceńcie sami:


I co? Przesadzam? Też tak myślałem. Dlatego ten tekst nie został opublikowany zaraz po jego napisaniu. Zacząłem się zastanawiać czy to aby nie ze mną jest coś nie tak? Może to ja jestem przewrażliwiony lub po prostu zacofany? Myśli te jednak porzuciłem później, gdy podczas oglądania wielu innych produkcji, w których również występowały sceny łóżkowe, przekonałem się, że można je przedstawiać zupełnie inaczej.

Toż nawet w Californication, serialu przeznaczonym wyłącznie dla widzów dorosłych, gdzie sex jest powszechny, pokazuje się go w sposób znacznie bardziej subtelny. Można? Można! Dlaczego więc w filmie określanym gatunkowo jako melodramat i thriller (dla mnie to po prostu dramat), serwuje się nam takie sceny?

Gdy wybieram się do kina, to chcę czuć się jak w kinie, a nie jak w burdelu. Okej?


Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI