01:54

Amazon Kindle 4 'Classic'


Czy czytanie książek (i wszelkich innych tekstów) na sprzęcie elektronicznym może być tak samo wygodne, jak lektura pachnącej świeżym drukiem książki? Czy książki i czasopisma, których nie można fizycznie wziąć do ręki, to dobra alternatywa dla przyjemnie szeleszczącego papieru? Po ponad dwóch tygodniach użytkowania czytnika Kindle, będąc w pełni świadomym wypisywanych wyrazów, mogę z całą stanowczością stwierdzić, że  dla mnie przyszłość jest e-bookowa. Ale po kolei...


Niestety, nie dane mi było zbyt długo cieszyć się swoistym podekscytowaniem, wynikającym z oczekiwania na dostarczenie zamówionego produktu. Mój Kindle trafił bowiem w me ręce niecałe 36 godzin od zamówienia sprzętu na amazon.de (dla preferujących domenę .com). Ale tak to już jest w kraju, w którym działa internetowy kolos. Plotka głosi, że niebawem również link 'amazon.pl' będzie aktywny.

Czytnik został dostarczony w niewielkim kartoniku, który przed otwarciem wzbudził moją obawę, że nie zapakowano do niego mojego Kindle'a. Na szczęście okazało się, że to wrażenie spowodowane było wagą sprzętu: 170 gram, co przy wymiarach 166 mm x 114 mm x 8,7 mm, daje efekt kompaktowości i lekkości. Dla porównania - Kindle jest nieco mniejszy od typowego egzemplarza mangi, nie grubszy zaś od ołówka.


Większość powierzchni zajmuje 6 calowy ekran w technologii e-papieru. I to on właśnie jest tym co sprawia, że e-czytanie jest równie przyjemne, jak w przypadku tradycyjnej lektury tekstów pisanych. Tu ważna uwaga - nie każdy sprzęt, który nazywany jest przez producentów i sprzedawców czytnikami e-booków, wyposażony jest w tego rodzaju ekran. W efekcie czytanie na takowym (nie e-papierowym) sprzęcie nie różni się od czytania na laptopie, smartphonie czy innym tablecie. I nie ma kompletnie nic wspólnego z doświadczeniem e-papieru. A różnica jest ogromna! E-papier nie świeci, jak wszystkie inne wyświetlacze, gdyż po prostu nim nie jest. Jest ekranem zawierającym atrament. Czyli de facto do utworzenia literek, które tworzą tekst, stosuje się taki sam materiał co w tradycyjnej drukarni. Śmiało więc można stwierdzić, że książka jest na ekranie drukowana.


Korzyści są z tego wielorakie. Oczy mniej się męczą niż podczas czytania z wyświetlaczy. Tekst na ekranie  jest tak samo widoczny pod dowolnym kontem patrzenia. Oczywiście w zakresie nie przekraczającym 180 stopni. Długi czas działania po jednym naładowaniu baterii, co wynika z faktu, że e-papier potrzebuje prąd tylko do zmiany wydrukowanej zawartości (będę się trzymał tej terminologii). Dość powiedzieć, że po prawie trzech tygodniach użytkowania Kindle'a i przeczytaniu w tym czasie niespełna 2000 stron, bateria jest nadal w 1/3 naładowana. A trzeba wam wiedzieć, że jedna strona książki nie jest równa jednej stronie na ekranie czytnika. Już dawno więc przekroczyłem obiecane przez producenta 2000 odświeżeń ekranu, a mimo to nadal nie muszę podłączać sprzętu do prądu.

Jest jeszcze jedna, równie cenna właściwość e-papieru. Zdarzyło się wam kiedyś nie móc przeczytać jakiegoś tekstu lub w ogóle zobaczyć co jest na ekranie komputera (tabletu, telefonu), gdyż padające na niego światło tworzyło z jego powierzchni lustro? E-papieru ten problem nie dotyczy!


Czyli ekran bez wad? Cóż, niekoniecznie. Specyfikacja działania tego rodzaju ekranów sprawia, że po każdym odświeżeniu zawartości mogą (aczkolwiek nie muszą) pozostać pewne ślady wydrukowanych wcześniej treści. Najlepiej będzie, jeśli wyjaśnię to za pomocą doświadczenia. Weź do ręki dowolną, najbliższą ciebie książkę. Otwórz ją na dowolnej (zadrukowanej) stronie. Czy widzisz prześwitujące z kolejnych (poprzednich) stron ślady tekstu? Tak właśnie, tylko znacznie delikatniej, wygląda to na e-papierze. Przy czym efekt ten znika po kilku zmianach strony, gdyż ekran jest wtedy całościowo odświeżany i czyszczony z niepotrzebnych pozostałości po przeczytanej już treści. Dla lubiących się czepiać będzie to zapewne wada. Dla mnie osobiście te 'prześwitujące strony' jeszcze bardziej symulują czytanie książki w wydaniu tradycyjnym.

Pewną niedogodnością może być brak koloru. Ale jeśli czytnika chcemy używać zgodnie z jego przeznaczeniem czyli do czytania, to nie powinno stanowić to żadnego problemu. Tym bardziej, że Kindle wyposażony jest  w ekran Pearl o rozdzielczości 800x600 (167dpi) z 16 poziomami szarości, co składa się na najlepszy e-papier dostępny w czytnikach.

Ponieważ Kindle Classic (przez Amazon zwany po prostu Kindle) to nie Kindle Toutch, sam ekran nie wystarczy, by moc w pełni wykorzystać możliwości sprzętu. Wyposażono go więc w zestaw przycisków:


Mamy zatem bardzo wygodne przyciski zmiany stron po obu bokach urządzenia. Klawisz [NEXT PAGE] jest dwa razy większy od [PREVIOUS PAGE]. (W Kindle Touch zrezygnowano nawet z nich, co w moim odczuciu całkowicie dyskwalifikuje ten sprzęt.) Pozostałe przyciski służą do powrotu do poprzedniego ekranu [BACK], wywołaniu klawiatury ekranowej [KEYBOARD], nawigacji kursorem i wyboru opcji [5-WAY CONTROLLER] oraz do wywołania [MENU] kontekstowego. Przy wejściu na kabel USB na dole Kindle'a znajduje się przycisk włączenia i wyłączenia czytnika [ON/OFF].

Padło przed chwilą pojęcie 'klawiatury ekranowej', które jest ważne, gdyż dość znacząco zmniejsza ona atrakcyjność możliwości wprowadzania notatek. O ile bowiem w przypadku krótkich tekstów nie jest to jakoś wielce uciążliwe, o tyle próba napisania czegoś dłuższego mogłaby zakończyć się rzuceniem sprzętem o ścianę. A skoro już o pisaniu mowa, wyświetlana klawiatura nie zawiera polskich znaków. Jeśli więc chcemy np. stworzyć kolekcję (które służą do organizacji książek na czytniku) o nazwie 'Wiedźmin', będziemy musieli zadowolić się 'Wiedzminem'. Jeśli tylko nie będzie nam się chciało zarządzać kolekcjami przy pomocy programu "Kindle Collection Manager", który likwiduje ograniczenie ogonkowe.

Kindle 4 wyposażono w 2 GB pamięci, z których około 1,25 GB to przestrzeń udostępniona użytkownikowi dla jego danych. Mało? No to dostajesz gratis jeszcze 5 GB na koncie Amazona. Jeszcze mało? A wiesz, że dla ogromnej większości e-booków 1 MB to dużo za dużo? Taki na przykład "Kapuściński non-fiction" - 600 stronicowa kobyła, zajmuje 962 KB. Łącznie więc można pomieścić ponad 6500 takich e-booków (prawie 4 miliony stron!). Zanim więc stwierdzisz, że to nadal mało, odpowiedz sobie na pytanie - ile książek, tych papierowych, zawiera twoja biblioteczka?

Wspomniane 5 GB na koncie Amazona to przestrzeń specjalnej skrzynki pocztowej, przypisanej do każdego urządzenia Kindle. Tam też trafiają wszystkie zakupione w Amazonie pozycje e-książkowe (przy czym one nie zabierają nam przestrzeni dyskowej). Do tych zasobów mamy cały czas bezpośredni dostęp z poziomu czytnika, dzięki bezprzewodowemu połączeniu z internetem (WiFi). Efekt - w przeciągu kilkudziesięciu sekund możemy czytać dowolną pozycję z naszych zasobów.

Połączenie internetowe nie służy oczywiście tylko do zarządzania książkami i synchronizacji zakładek. Link do Kindle Store to jedna z opcji w menu czytnika.


Jest również przeglądarka internetowa, choć słusznie uznana za część eksperymentalną oprogramowania. W tym akurat przypadku określenie 'przeglądarka' nabiera dosłownego znaczenia. Ciężko mi bowiem wyobrazić sobie, że ktoś zechciałby pisać maile czy posty na forach, korzystając z klawiatury ekranowej. Tym niemniej dobrze, że taka opcja istnieje.

Otrzymujemy jeszcze jedną, bardzo przydatną możliwość wykorzystania połączenia z siecią. Jeśli podczas czytania natrafimy na coś, co wzbudziło z jakichś powodów nasze zainteresowanie, np. nieznany termin lub podejrzenie o lanie wody autora, bardzo szybko, bezpośrednio z czytanej przez nas strony książki, możemy przeszukać Google czy Wikipedię.

Nie zapominajmy jednak, że najważniejszą funkcją czytnika jest umożliwienie nam czytania. [Swoją drogą nazwa 'czytnik' jest chyba dość myląca. Wszak to my czytamy, a nie on...] Czytać zaś za jego pomocą możemy pliki w następujących formatach: Kindle (AZW), TXT, PDF, niezabezpieczone MOBI, PRC.  Natomiast po konwersji, której dokonać można na wiele nieskomplikowanych sposobów, Kindle obsłuży również pliki z rozszerzeniami: HTML, DOC, DOCX, JPEG, GIF, PNG, BMP. Raczej więc nie powinno być problemów z odczytaniem jakiejkolwiek e-książki.

Ale na książkach czytanie się nie kończy. Również lektura czasopism sprawdza się znakomicie. Specjalne wersje na Kindle wydaje już 'Polityka', 'Tygodnik Powszechny' oraz 'Gazeta Wyborcza'. Co więcej, istnieją programy i rozszerzenia do przeglądarek internetowych, które umożliwiają stworzenie własnej gazetki z artykułów dostępnych w sieci. Znalazłeś na jakiejś stronie ciekawy artykuł, którego jednak z braku czasu nie możesz przeczytać lub też chciałbyś go zachować na później? Klik i tekst leci do Kindle'a. Możesz je wysyłać pojedynczo, albo gromadzić by później przesłać wszystkie razem w formie gazetki. Subskrypcje z Czytnika Google? Klik, jednorazowa konfiguracja i zawartość obserwowanych kanałów RSS wysyłana jest w ustalonych przez ciebie odstępach czasu o zdefiniowanej porze. Proste i genialne zarazem. To samo można zrobić z Kalendarzem Google.

Przy wszystkich zaletach e-papieru i funkcji wykorzystującego go Kindle'a, przy dodatkowej funkcjonalności o jaką wzbogacają czytnik jego fani, przy wygodzie jaką zapewniają wymiary i waga urządzenia, brak oprogramowania w języku polskim jest niczym. Zwłaszcza, że mamy do dyspozycji język niemiecki (oraz angielski, francuski, hiszpański, włoski i portugalski). Oczywiście brak naszych narodowych ogonków dotyczy tylko firmware. W publikacjach nie ma już najmniejszego problemu z wyświetlaniem  polskich znaków diakrytycznych.

Najlepszą charakterystyką sprzętu są jednak nie jego parametry i inne właściwości, tylko to czy jego właściciel jest z niego zadowolony. Ja natomiast nie pamiętam, kiedy ostatnim razem byłem tak usatysfakcjonowany zakupem. Ani razu podczas użytkowania Kindle'a nie pomyślałem, że coś jest źle zrobione albo czegoś brakuje. Za to wielokrotnie zdarzało mi się pomyśleć: "Ooo!", gdy odkrywałem kolejną z jego możliwości.

Przeprowadziłem niedawno mini badanie wśród znajomych, które wykazało, że generalnie można ludzi podzielić na czytających książki i tych, którzy trzymają się od nich z daleka. Co ciekawe, nie istnieją żadne podkategorie w rodzaju 'czytający mało' lub 'czytający dużo'. Po prostu jeśli już ktoś czyta, to czyta dużo. Tym niemniej, zaopatrzenie się w czytnik e-booków Kindle polecam wszystkim, nawet tym, którzy do tej pory książki (w jakiejkolwiek formie) trzymali na dystans.

Czynię to mając świadomość, że tak jak zakup gitary nie uczyni z nikogo od razu Santany, tak też Kindle nie musi sprawić, że wszyscy nagle pokochają czytanie książek. Ale przecież swój pierwszy rower też dostaje się zwykle w momencie, kiedy o jego użytkowaniu nie ma się bladego pojęcia. Za to gdy już się pojmie o co chodzi i złapie bakcyla, nie traci się go już nigdy.


Wszystkie ilustracje zamieszczone w tym tekście pochodzą ze strony amzazon.com

Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI