11:42

Niech nie paczo!


Niech nie zwiedzie Cię fakt, że tekst ten jest ogólnodostępny i znajduje się w najbardziej otwartym i demokratycznym(*) medium na świecie. Bez znaczenia jest też brak jakichkolwiek zabezpieczeń przed dostępem do bloga osób niepowołanych. To wcale bowiem nie oznacza, że chcę aby ktokolwiek zapoznał się z treścią tej notki! Nie wspominając już o komentowaniu...


Zaprezentowane wyżej podejście jest oczywiście całkowicie paradoksalne, a nawet po prostu niemądre. Okazuje się jednak, że taka 'logika' nie tylko znajduje swoich zwolenników, ale i praktyków. Zdaję sobie sprawę, że niełatwo uwierzyć na słowo w taki absurd. Sam bym się zapewne znacząco popukał w czoło, gdyby ktoś mi o tym opowiedział. Dlatego też mam zaszczyt przedstawić 'NP', czyli przedstawicielkę gatunku 'Nie Pacz'.

Oto treść maila, który otrzymałem od NP (forma oryginalna):
Witaj nieznajomy! Dziekuje bardzo za sensowny i wylewny komentarz do mojego wpisu, ale przyznam ze bylam troche w szoku bo myslalam ze nikt nie czyta mojego ,,pamietnika w sieci'' i uswiadomiles mi, ze jednak jest taka mozliwosc :D Wiec nie gniewaj sie drogi uzytkowniku Google, ale musze zablokowac Cie i reszte swiata : )) Pozdrawiam

I rzeczywiście, blog był tym, czym w opinii niezorientowanych są właśnie blogi: "pamiętnikiem w sieci". Oczywiście nie bez przesady. Nie uświadczyło się tam jadłospisu czy innych, równie wielce istotnych rzeczy, jak chociażby informacji o tym, że autorka w końcu postanowiła wyrzucić śmieci. Było za to wiele przemyśleń dotyczących jej prywatnego życia, w tym odnoszących się do spraw uczuciowych.

W pełni więc rozumiem i respektuję prawo NP do prywatności. Jest to przecież jedno z podstawowych i niezbywalnych praw przysługujących każdemu człowiekowi. Nie pojętym jest za to dla mnie powód dla którego do celów 100% osobistych, wykorzystywany jest Internet, a tym bardziej blog. I to w konfiguracji najbardziej otwartej ze wszystkich - z powszechnym dostępem i z możliwością komentowania (bez moderacji).

Internet to przecież niemłody wynalazek. Nawet w Polsce. Wygląda jednak na to, że jeszcze nie wszyscy wiedzą o podstawowej właściwości sieci, iż wszystko co zostanie w niej opublikowane jest nie tylko w pełni dostępne, ale też już tam pozostanie na zawsze. Zatem opcja udostępniania w Internecie czegokolwiek, co ma zachować charakter prywatny, jest chyba najgorszą z możliwych. Przy czym znaczące jest tu zastosowanie słów "publikowanie" i "udostępnianie", nie zaś "umieszczanie". W sieci jest bowiem wiele narzędzi umożliwiających przechowanie wszelakich treści w sposób całkowicie prywatny. Nawet zwykły blog można zabezpieczyć hasłem.

Jeśli więc ktoś ma ochotę prowadzić osobiste zapiski z możliwością dostępu do nich z teoretycznie każdego miejsca i komputera na świecie, bo tylko ta właściwość wydaje mi się w miarę sensownym powodem wyboru Internetu zamiast zwykłego notatnika, to technicznie rzecz ujmując, nie ma najmniejszego z tym problemu. Wystarczy tylko pamiętać o odpowiednich ustawieniach, gwarantujących zachowanie prywatnego statusu umieszczonych materiałów.

Inna sprawa, że fakt iż coś jest możliwe, nie oznacza jeszcze, że jest również sensowne. Osobiście bowiem nie pojmuję, po co pisać swe przemyślenia i jednocześnie bronić do nich dostępu. Dla mnie to właśnie możliwość podzielenia się z innymi swoją twórczością (wybaczcie nadużycie tego słowa) jest wartością samą w sobie. Komentarze zaś są wg mnie kwintesencją blogowania. I chyba nie jestem w tej kwestii osamotniony. Wszak nawet u szanownego Hoko, gdy po dość długim czasie od publikacji przez Niego nowej notki nikt jej nie skomentował, Telemach w końcu napisał:
Jest dla mnie zagadką, dlaczego pod tym - skądinąd zawierającym tyle możliwości bezsensownego przyczepienia się - tekstem nie pojawił się żaden komentarz. Blogosfera chyba umiera cichutko na suchoty.
Dla mnie to właśnie ta wspomniana blogosfera jest miejscem umożliwiającym prowadzenie w miarę (a czasem nawet bardzo) inteligentnych i wartościowych dyskusji. Tym bardziej, że na żywo mam obecnie niewiele ku temu sposobności. Inna sprawa, że znalezienie w sieci bloga, którego autor ma naprawdę coś ciekawego do przekazania, to naprawdę nie lada wyzwanie. No i chęć dyskusji musi być obustronna, z czym również niełatwo.

Jedni piszą i nie chcą komentarzy.
Inni chcą komentarzy, ale nikt nie chce ich im pisać.
Kolejni piszą mimo, że nie mają o czym.
A jeszcze inni nie piszą, choć powinni...

Czyżby więc rzeczywiście blogosfera miała cichutko umierać na suchoty?


(*) Przynajmniej do czasu wejścia w życie stworów zwanych SOPA, PIPA (sic!) i ACTA.

Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI