04:10

F5 - Refresh yourself


Wartość tego co mamy, doceniamy dopiero wtedy, gry to stracimy. Oczywiste? Owszem. Banalne? Też. Niby wszyscy mamy tego świadomość, lecz o rzeczywistej sile tej prawdy i tak przekonujemy się dopiero w momencie, gdy dotyka nas ona bezpośrednio.


"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" - to kolejne wyświechtane, znane każdemu stwierdzenie, które przypomina nam o nieodłącznym elemencie życia, czyli śmierci. Jest to zdanie odnoszące się do utraty ostatecznej. Raz poniesionej nie da się już niczym zrekompensować.

Ja jednak chciałbym zachęcić do rozważań nad zagadnieniem utraty czasowej, terminowej.

Czyżbym więc zamierzał rozprawiać nad związkami na odległość? Niekoniecznie, choć ten przykład może nam się okazać przydatny. Myślę, że osoby, które miały w swoim życiu do czynienia z tego typu relacją, mogą zaświadczyć, że nie ma nic cudowniejszego, niż spotkanie z ukochaną osobą po długim okresie rozłąki. A im dłuższa owa rozłąka, tym większa radość z jej zakończenia. Do pewnej, indywidualnej dla każdego granicy czasu, zależność jest prosta: im dłużej ludzie się nie widzieli, tym bardziej później cieszą się na swój widok.

Relacja partnerska, oparta na miłości jest specyficzna. Wspólna jest jednak pewna ludzka właściwość, zarówno w przypadku kochających się ludzi oraz ludzi 'tylko' się lubiących, lub po prostu połączonych innym rodzajem miłości. Jest bowiem tak, że wraz z upływającym czasem idealizujemy wytęsknioną osobę. Im bardziej lubiliśmy ją gdy byliśmy razem, tym szybciej zapominamy o jej wadach, wyolbrzymiając jej zalety. W pewnym momencie wytwarzamy w swojej głowie człowieka legendę - nieskazitelnego, pełnego cnót i wolnego od wad. O ile ten mechanizm idealizacji sprawdza się znakomicie w przypadku osób, które zmarły (od tematu śmierci jednak nie da się uciec), o tyle w odniesieniu do czasowej nieobecności może być on zgubny.

Wielu z Was może teraz zakrzyknąć: Jak to!? Cóż zgubnego może być w tym, że myślę o kimś bardzo dobrze, zapominając o jego przywarach? A tym bardziej - co w tym złego, że ktoś pomyśli dobrze o mnie?
Na pierwszy rzut oka rzeczywiście wszystko wydaje się różowe. Tak się jednak składa, że to co do pewnego momentu napawa dumą i daje +100 do samooceny, w końcu może zacząć przerażać i przytłaczać!

W jaki sposób? A ileż to razy doświadczyłeś zawodu z powodu zbyt wygórowanych oczekiwań? Czyż nie jest to aż nazbyt powszechne? Teraz wyobraź sobie, że to względem Ciebie ludzie mają wielkie oczekiwania, wielkie nadzieje. Co się stanie gdy temu nie podołasz? Co się stanie gdy polegniesz w konfrontacji z własną legendą? A walka to iście nierówna. Bo i obraz Ciebie w oczach innych jest inny, lepszy niż w rzeczywistości, i Ty sam jesteś inny. Nawet więc, gdyby ludzie zapamiętali Cię dokładnie takiego, jakim byłeś przed rozstaniem, to i tak nie będzie to rzeczywisty obraz Ciebie. Wszak człowiek też się ciągle zmienia.

Czyżbyśmy więc z góry skazani byli na porażkę w tej konfrontacji? Niekoniecznie. Wystarczy nie podejmować walki. Walkower? Też nie. Zamiast próbować sprostać własnej legendzie, lepiej tworzyć nową. Własną. Lepszą. Bo prawdziwą.

Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI